Puchar Ameryki dla Australijczyków

Puchar Ameryki dla Australijczyków

40 lat temu, 26 września 1983 roku, w Newport zakończyła się 26 edycja regat Pucharu Ameryki.

Australijski jacht „Australia II” dowodzony przez Johna Bertranda wygrał z jachtem gospodarzy „Liberty” Dennisa Connera i Srebrny Dzban zdobyła, po raz pierwszy w 132-letniej historii rywalizacji, załoga spoza Stanów Zjednoczonych. W siódmym, decydującym o zdobyciu Pucharu Ameryki, wyścigu załoga jachtu „Australia II” na ostatniej prostej wyprzedziła amerykańską jednostkę „Liberty” i po 132 latach przełamała hegemonię żeglarzy z Nowojorskiego Yacht Clubu. Świat oszalał, a żeglarstwo już nigdy nie było takie samo. Australijczycy w plebiscycie na najważniejsze wydarzenia XX wieku sytuowali zdobycie Pucharu na miejscu trzecim, po lądowaniu Amerykanów na księżycu i zabójstwie Johna Kennedy’ego.

„Australia II” w Muzeum Morskim w Sydney.

Ponieważ do walki o prawo walki o Puchar Ameryki zgłosiło się aż siedem zespołów, konieczne były eliminacje, czyli Louis Vuitton Cup. „Australia II” przeszła przez nie jak burza w pierwszych dwóch cyklach eliminacyjnych wygrywając 21 z 24 wyścigów, aby w całym pucharze pretendentów zwyciężyć w 56 wyścigach aż 47 razy. Dennis Conner uważnie obserwujący tę fazę regat powiedział: „Łódka Lexcena robi zwroty szybciej niż jakakolwiek Dwunastka na świecie. To niepokojące” Kiedy Ben uchylił nieco rąbka tajemnicy mówiąc, że jego jacht wyposażony jest w skrzydełka na płetwie balastowej, w zespołach zapanował mobilizacji. Niektóre ekipy naprędce zaprojektowały winglety nieco na oślep mocując je do klasycznych balastów finkilowych. W Newport zapanował szał wokół tej nowinki technicznej, ale bariera informacyjna postawiona przez Australijczyków okazała się niezwykle szczelna. W finale preselekcji Aussies pokonali pewnych siebie Brytyjczyków i rozpoczęli przygotowania do rywalizacji z Connerem.

Tajna broń Australijczyków – winglety na płetwie balastowej.

Na papierze żeglarze z antypodów nie mieli żadnych szans, amerykański skipper żeglował w tej rywalizacji od 1974 roku, trzy lata wcześniej zwyciężył odprawiając Australijczyków 4:1. Aussies od roku 1962 sześciokrotnie stawali do walki o Puchar, ale Amerykanie wygrali 26 wyścigów oddając zaledwie trzy. Wszyscy dostrzegali ogromny kontrast pomiędzy pewnym siebie Connerem a spokojnym, skromnym Bertrandem unikającym występów w blasku fleszy. W miarę sukcesów Australijczyków załoga budziła coraz większe zainteresowanie mediów. Obserwatorzy doceniali szybkość jachtu pretendenta, w miarę jak „Australia II” rozprawiała się z kolejnymi rywalami, w szeregi Nowojorczyków wkradał się coraz większy niepokój. Coraz więcej też spekulacji pojawiało się wokół tajemniczej części podwodnej ich jachtu, która wciąż pozostawała nieujawniona, zanim jacht wyciągano z wody szczelnie zakrywano jego „podwozie”, a na brzegu pilnowali go uzbrojeni ochroniarze. Atmosfera gęstniała, kiedy jednak wyszły na jaw winglety, Amerykanie wysłali misję członków Nowojorskiego Yacht Clubu do Holandii szukając tam dowodów na wymyślenie skrzydełek przez tamtejszych projektantów. Pomysłodawcą wątku holenderskiego był Johan Valentijn, szef projektantów zespołu amerykańskiego, który pokazał wyjątkową nielojalność wobec byłego współpracownika, z którym projektował poprzednio jachty dla Australijczyków. Było to o tyle istotne, że regulamin nakazywał wykonanie projektu i budowę jachtu pretendenta w kraju jego pochodzenia, a udział Holendrów byłby doskonałym pretekstem do wysadzenia rywala jeszcze przed decydującą batalią. Okazało się, że Amerykanie nakłaniali nawet Petera van Oossanena, szefa holenderskich konsultantów, do podpisania oświadczenia, że to on jest pomysłodawcą rozwiązań technicznych, które stały się symbolem nowatorstwa australijskiego jachtu. Nic nie wskórali,  musieli walczyć na wodzie…

Jacht jako część ekspozycji muzealnej w Sydney.

Walka o Puchar

14 września rozpoczęła się rywalizacja do czterech zwycięstw. Stawką był nie tylko Puchar, ale honor Nowojorczyków i biznes gospodarzy szacowany na około 140 milionów ówczesnych dolarów, Składały się na to zyski hotelarzy i gastronomów, wpływy ze sprzedaży pamiątek i gadżetów, zyski sprzedawców wszystkiego, co w jakikolwiek sposób mogło kojarzyć się z regatami. Zwycięstwo Amerykanów utrzymywało istniejący stan rzeczy, o porażce nawet nikt nie myślał.

W regatach dla Australijczyków początkowo wszystko szło jak z płatka. Jako pierwsi osiągnęli pierwszy znak kursowy, co było o tyle szczególne, że w dotychczasowych 25 bataliach o Puchar czynił to późniejszy zwycięzca. Niestety awaria steru przekreśliła szansę na zwycięstwo. Różnica na mecie – 1minuta, 10 sekund. W drugim wyścigu kolejny dramat Australijczyków. Pękła głowica grotżagla, a ten zsunął się nieco z masztu i pomarszczył. Znowu porażka, różnica na mecie wyniosła 1 minutę i 33 sekundy. Załoga była wściekła, ponieważ w dotychczasowych próbach jachtu doszło do zaledwie jednej awarii technicznej, a podczas najważniejszego startu przegrali obydwa wyścigi przez oczywiste wpadki. Atmosfera zrobiła się bardzo gęsta, Lexcen został wysłany do skrupulatnego obejrzenia całego jachtu, od topu masztu aż po balast. Całą noc trwała szczegółowa inspekcja, sześciu ludzi przejrzało każdy element ponad 20-metrowego jachtu. Dla Bena sytuacja stała się tak trudna, że po całonocnej pracy  trafił do Newport Hospital z powodu problemów z sercem.

W trzecim wyścigu powiało nieco mocniej i okazało się, że jacht pretendentów żegluje doskonale na kursach ostrych, szybciej od cięższego i mniej zwrotnego rywala. Przewaga Australijczyków na mecie wynosiła 3 minuty i 14 sekund. W Aussies wstąpiła na nowo nadzieja, tymczasem do Newport zaczęły ściągać tysiące Australijczyków oczekujących historycznego zwycięstwa. Hotele były przepełnione, na ulicach imprezy nie gasły, a lokalna prasa opisywała te wydarzenia jako najazd współczesnych Hunów. W telewizyjnym orędziu do narodu australijski premier, Bob Hawke, prywatnie wielbiciel żeglarstwa powiedział: „Bądźcie z siebie dumni tak jak my jesteśmy dumni z was”, co stało się mottem zespołu, na którym ciążyła coraz większa presja. Później dodał jeszcze, że dobrze jest pokonać Amerykanów w jakiejkolwiek dziedzinie, co stało się pewnym zgrzytem w stosunkach między państwami.

 Wyścig czwarty przeszedł bez historii, Conner był szybszy o 43 sekundy i stan meczu wyniósł 3:1. Amerykanom brakowało tylko jednego zwycięstwa, szampan już chłodził się we wszystkich chyba lodówkach w mieście. Piąty bieg to doskonała taktycznie żegluga załogi Bertranda i przewaga na mecie 1 minuta i 47 sekund. Jest 3:2 dla obrońców Pucharu. W wyścigu szóstym doszło do niespodzianki, tym razem Australijczycy wygrali łatwo uzyskując na mecie przewagę 3,25 minuty, a więc rekordową różnicę na rzecz pretendenta w 132-letniej historii regat. Nigdy też dotąd pretendent nie wygrał aż trzech wyścigów. Zapachniało sensacją, ale do akcji wkroczył Dennis Conner słynący z naginania regulaminu  do granic możliwości. Zaproponował interpretację Gift of Deeth polegającą na odroczeniu decydującego biegu i dokonaniu technicznych modyfikacji jachtu. „Liberty” miał trzy certyfikaty ratingowe: po jednym dla lekkiego, średniego i silnego wiatru. Amerykanie mogli więc zmieniać ciężar balastu wpływając tym samym na powierzchnię żagli. Przed siódmym wyścigiem załoga amerykańska właśnie to zrobiła, zabierając z jachtu prawie pół tony balastu i zwiększając powierzchnię żagli. Jacht nabrał wigoru i nadzieje Amerykanów odżyły na nowo. „Używasz zasad na swoją korzyść, nie ma wymówki, by przegrać, powiedział Conner w filmie wyprodukowanym dla Netflixa. Bertrand przyznał, że w ostatnim wyścigu „Liberty” miał trochę większą prędkość od naszej i nagle znaleźliśmy się w tarapatach”.

John Bertrand w 1997 roku.

Decydujący wyścig

26 września wynik pasjonującej rozgrywki miał się rozstrzygnąć. Na przedstartowej odprawie, już na pokładzie „Australii II” Bertrand zebrał chłopaków i powiedział: „Jest tylko dziś, nie ma jutra, nie ma wczoraj. Płyniemy po zwycięstwo”. Wiało słabo, co w tych warunkach faworyzowało jacht Australijczyków lżejszy o dwie tony. A jednak to Conner lepiej wystartował i na pierwszym znaku miał 29 sekund przewagi. Bertrand popełnił błąd taktyczny, który mógł kosztować załogę stratę trofeum. Aussies robili, co mogli, ale odchudzona „Liberty” była bardzo szybka. Drugi znak, oddalony o 3,15 Mm i przewaga obrońców Pucharu wzrosła do 49 sekund. Miliony Australijczyków przed telewizorami zastygło z niepokoju. Zwrot przez rufę i żegluga na dolny znak lepiej poszła załodze „Australii II”, przewaga zmalała do 32 sekund.  Na ostatnim znaku przewaga Amerykanów wzrosła do 57 sekund. Do mety pozostało zaledwie 4,5 mili i niemal minuta do odrobienia. Teraz to jednak Conner popełnia błąd odjeżdżając daleko w bok w poszukiwaniu szkwałów i pozostawiając Bertranda poza kontrolą. Australijczykom trochę powiało, zdołali przeskoczyć z jednej strefy wiatru do drugiej i na oczach setek widzów na wodzie i milionów przed telewizorami zbliżali się do mety pozostawiając za rufę bezradną załogę „Liberty”. Kiedy wpłynęli na metę, żeglarski świat oszalał! Dokonała się rzecz, w którą wierzyli tylko nieliczni. 41 sekund zmieniło żeglarstwo na zawsze.

„Australia II” podczas America’s Cup Jubilee w 2001 roku.

Powstań Australio!

Conner w jednej chwili stał się bohaterem negatywnym, odsądzano go od czci i wiary, na jego barki spadło odium porażki. „Nie znajduję żadnej wymówki” powiedział we wspomnianym filmie dokumentalnym. Pogratulował zwycięzcom i zniknął w samotności przeżywając porażkę.

Oryginalna załoga w 18 lat po zwycięstwie na pokładzie „swojej” „Australii II”.

Tymczasem w Australii zapanował prawdziwy szał na punkcie żeglarstwa. Premier nie zdążył ogłosić dnia wolnego od pracy, ale na ulice Australii wyległy miliony kibiców świętujących historyczny sukces. „Chyba każdy szef, który zwolni kogoś za nieobecność w pracy tego dnia jest głupkiem” powiedział szef rządu na wieść o zwycięstwie zespołu a antypodów] W Australii szykowano już ceremonię, której głównym elementem miał być uroczysty przejazd z Freemantle do Perth. Załoga obawiała się, że 22-kilometrowy dystans na kompletnym pustkowiu spowoduje, że bohaterowie narażą się na śmieszność. Tymczasem każdy metr trasy został szczelnie wypełniony kibicami wiwatującymi na cześć załogi, która dokonała rzeczy niemożliwej. Szacowano, że tego dnia zjawiło się tam ponad ćwierć miliona ludzi. Celebracjom nie było końca, objazd kraju z trofeum trwał ponad dwa miesiące, członkowie załogi otrzymali wysokie odznaczenia państwowe, a do normalności powrócili dopiero po pół roku, kiedy emocje nieco opadły. „Z dnia na dzień stałem się postacią rozpoznawalną na całym świecie, to było straszliwie krępujące” pisał Bertrand w swoich wspomnieniach.

To, co wydawało się niemożliwe, stało się faktem.

Foto: Marek Słodownik (prawa zastrzeżone).

Posts Carousel