Ponad pół wieku gmachu opery w Sydney

Ponad pół wieku gmachu opery w Sydney

51 lat temu, 20 października 1973 roku, zorganizowano oficjalne otwarcie Opery w Sydney nawiązującej swą bryłą do żaglowców

Ten budynek stał się przez lata ikoną swego miasta, znakiem rozpoznawalnym na całym świecie. Dopiero po latach okazało się, że symboli równie łatwo rozpoznawalnych w świecie jest niewiele; Statua Wolności, most Golden Bridge czy Big Ben. Ale opera w Sydney jest z nich najpiękniejsza.

Na pomysł budowy gmachu opery władze miasta wpadły jeszcze w latach 50-tych ubiegłego wieku. Aby przekonać mieszkańców do tej idei postanowiono zorganizować kampanię informacyjną oraz kończące ją referendum. Uznano, że skoro ma to być symbol miasta to koszty grają rolę drugorzędną. A środki planowano pozyskać z ogólnokrajowej loterii. Zebrano sporo, wszak budżet przedsięwzięcia opiewał na 7 milionów dolarów i w 1955 roku ogłoszono konkurs na projekt. Zainteresowanie udziałem w rywalizacji zgłosiło ponad trzysta zespołów projektowych z całego świata, ostatecznie nadesłano 223 prace z 32 krajów. Projekty były bardzo różne; obok prac nawiązujących do klasyki – strzeliste wieże, fasady niczym średniowieczne zamczyska, ale nie brakowało również współczesnych, a nawet futurystycznych wizji. Ostatecznie zdecydowano się na projekt duńskich architektów Jorna Utzona i Ove Arupa, którzy sami byli bardzo zaskoczeni werdyktem jury. Jorn, wówczas niespełna czterdziestolatek, zasłynął dotąd głównie jako projektant domów, publiczna realizacja to zaledwie wieża wodna w bornholmskim Svaneke. Ale postawiono na jego pracę, ponieważ niosła sobą interesujące, zdaniem Jury, przesłanie. Lekka, oryginalna bryła stanowiąca wycinek kuli była projektowana przez 6 lat, tyle bowiem trwało jej precyzyjne rozrysowanie. Zachwycała zwiewnością i gracją, a zarazem funkcjonalnością. Jednak pierwsze kłopoty zaczęły się wkrótce po starcie inwestycji w 1959 roku. Na półwyspie Benelong, na którym poprzednio istniała zajezdnia tramwajowa, wciąż nie było należycie przygotowanego placu budowy, co było przyczyną wielu nieporozumień. Mało atrakcyjna część miasta miała stać się wkrótce jego wizytówką, wciąż jednak nie była ona należycie przygotowana do tak wielkiej inwestycji.

Znane jachty chętnie fotografowane są na tle gmachu.

Prawdziwe problemy uzewnętrzniły się dopiero później, kiedy zaczęto tworzyć niezwykle skomplikowany konstrukcyjnie gmach. W roku 1963 rozpoczął się montaż sklepienia i tu doszło już do poważnej różnicy zdań. Utzon twardo obstawał przy swoich wizjach, nie licząc się z kosztami i realiami. Inwestor począł ograniczać inżynierskie zapędy projektanta, co budziło jego natychmiastowy sprzeciw. Trudna sytuacja trwała przez kolejne lata, aż w 1966 projektant ostatecznie zrezygnował z pracy. Obrażony wyjechał do Europy i nawet nie chciał słyszeć o odwiedzinach w Sydney. Koszty wzrosły niepokojąco, ale budowę trzeba było dokończyć. Prace powierzono trzem młodych miejscowym architektom, którzy mieli niezwykle niewdzięczne zadanie. Zmieniono w pierwotnym projekcie bardzo wiele starając się pozostawić w nim ducha twórcy. Zrezygnowano z jednej sali widowiskowo-teatralnej na rzecz aż czterech mniejszych, o różnych funkcjach i krańcowo różnym oprzyrządowaniu. Największa z nich, koncertowa, może pomieścić 2,7 tysiąca widzów, operowa jest o tysiąc mniejsza, a teatralna i kameralna mają po mniej więcej 500 miejsc. Wewnątrz zaskakuje surowość wykończenia, na przykład foyer teatru jest wykończone surowym betonem.

Prace przeciągały się aż do 1973 roku, kiedy wreszcie otwarto obiekt, który już p[podczas budowy był owiany legendą. Na inaugurację zaplanowaną na 20 października przybyła brytyjska królowa, a tego wieczoru zaprezentowano IX symfonię Bethovena oraz „Wojnę i pokój” Prokofiewa, w czym dopatrywano się niejasnych aluzji. Z zaproszenia wysłanego do Danii Utzon nie skorzystał, konsekwentnie odmawiał również odwiedzin w Sydney w kolejnych latach.

Ostatecznie po podliczeniu kosztów okazało się, że z planowanych siedmiu milionów budżet urósł aż do stu sześciu, co spowodowało konieczność zorganizowania ponownej loterii. Zebrano te pieniądze, uznano bowiem, że powstał obiekt, który wart jest tych środków. Dziś co wieczór odbywa się tu spektakl operowy, a największa sala wykorzystywana jest do festiwali, przeglądów i dużych koncertów, także popowych. Gmach wrósł w miasto i dziś zapewne trudno byłoby nawet wyobrazić sobie Sydney bez jego wizytówki. W początku lat 90-tych napisano operę „Ósmy cud”, która jest artystyczną ilustracją zmagań z materią podczas budowy gmachu. To żelazny punkt corocznego repertuaru operowego, cieszący się wzięciem zwłaszcza u przyjezdnych.

Polski akcent: „Łódka Bols” na tle sydneyskiej opery.

Po latach, kiedy emocje już opadły, władze miasta próbowały pogodzić się z projektantem gmachu opery. Mimo podejmowania licznych prób, nie udało się to do końca. Wprawdzie architekt przyjął Order of Australia w 1985 oraz godność honoris causa miejscowego uniwersytetu w 2003 roku, ale nie zgodził się na obejrzenie gmachu w pełnej krasie. Po przejściu na emeryturę osiadł na Majorce, a zmarł 29 listopada 2008 roku. Opera pozostała jego największym dziełem, choć uważał, że jego dzieckiem już nie jest.

„Łódka Bols” startowała w regatach Sydney-Hobart w 2001 roku jako pierwszy jacht pod polską banderą.

Posts Carousel