Pierwszy rejs na Spitsbergen

Pierwszy rejs na Spitsbergen

58 lat temu, 13 kwietnia 1967 roku, jacht „Swarożyc” dowodzony przez Wacława Liskiewicza wypłynął w pierwszy polski rejs na Spitsbergen.

Choć nieco wcześniej polskie  jachty zawijały do portów islandzkich, to jednak ten rejs uważany jest za pionierski w dziele podboju północnych wód przez polskich  żeglarzy. W latach 60. XX wieku była to prawdziwa wyprawa w nieznane, a jej cel niezwykle trudny do osiągnięcia. „Swarożyc” był pierwszym w świecie jachtem, który dopłynął na Spitsbergen.

Ten rejs miał mieć inny cel i inny przebieg. Dowodzący nim młody kapitan Wacław Liskiewicz planował wyprawę do Narviku, liczył bowiem, że aspekt historyczny pomoże w uzyskaniu trudnych do zdobycia wiz norweskich. Marzyły mu się Nordkapp, Murmańsk i powrót Kanałem Białomorskim, ale Rosjanie nie wyrazili zgody na przejście. Drugim celem miał być Spitsbergen, ale z kolei Norwegowie powiedzieli twarde „nie” i wiz nie dali.

Wybór jachtu był oczywisty, w gdańskim klubie AKM pływał dzielny „Swarożyc” budowany własnymi siłami jego członków, a Wacław Liskiewicz kierował pracami. Nim skończyłem studia, budowałem Swarożyca” od 1961 roku. Działo się to w klubie, a nie w stoczni. Byłem tam szefem od wszystkiego. „Swarożyc” był więc takim trochę ukochanym jachtem. To był dębowy kadłub, ciężki, brzydki, bo brzydki, niezbyt szybki, ale bezpieczny i wierzyliśmy w jego niezniszczalną dzielność wszyscy[1]. Przed wyprawą na jachcie postawiono nowe maszty, zakupiono żagle i część wyposażenia. Dziób drewnianego jachtu obito blachą, spodziewano się bowiem dużej kry lodowej.

Potajemnie zakupiono na rejs mapy obejmujące Spitsbergen, oficjalnie celem wyprawy był Nordkapp, i tak wówczas jeszcze nieosiągalny dla polskich żeglarzy.

Bez wiz na morze

Jacht wyruszył z Gdańska do Ustki bez wiz, tam miał dosiąść się kapitan, który bezskutecznie walczył o nie w ambasadzie Królestwa Norwegii. W Kopenhadze ponownie podejmują  próby uzyskania wiz, dostają je, ale pozwolenie obejmuje tylko Stavanger i Bergen. Tam załoga uzyskała, także ku swemu zaskoczeniu, pozwolenie na kontynuowanie podróży do Spitsbergenu. Płynęli wodami wewnętrznymi, co było niełatwym zadaniem nawigacyjnym w ciągłych mgłach, przy słabej widoczności i wymagających wiatrach. W Tromso zostali powitani bardzo serdecznie przez gubernatora, pożeglowali dalej na północ, w kierunku Spitsbergenu. Punktem odniesienia była radiolatarnia Kapp Linne leżąca u wejścia do Isfjorden. Kiedy podchodzili, nie widzieli nic, ale kierowali się sygnałem radiolatarni. Gdy tak wpatrywali się w to mleko, Spitsbergen ukazał im się wysoko nad głowami. Wysokie szczyty przebiły chmury. To było coś nadzwyczajnego. Poczuli wzruszenie[2].

W wyprawie uczestniczyli: Wacław Liskiewicz – kapitan jachtu i ówczesny komandor Akademickiego Klubu Morskiego; Dobrosław Daraszkiewicz – I oficer; Tadeusz Stawski – II oficer; Andrzej Janik – III oficer oraz załoganci Andrzej Trzaska i Kazimierz Przecławski. 

Wacław Liskiewicz w 2025 roku.

fot. Archiwum PZŻ, Marek Słodownik

[1] Aleksander Kaszowski, Zbigniew Urbanyi.”Polskie jachty na oceanach”, Gdańsk1981

[2] tamże

Posts Carousel