„Konstanty Maciejewicz” – 50 lat po Hornie

„Konstanty Maciejewicz” – 50 lat po Hornie

50 lat temu, 26 marca 1973 roku, jacht „Konstanty Maciejewicz:” z 5-osobową załogą na pokładzie pod dowództwem Tomasza Zydlera, opłynął jako pierwszy polski jacht Przylądek Horn ze wschodu na zachód.

  50 lat temu, 26 marca 1973 roku, jacht „Konstanty Maciejewicz:” z 5-osobową załogą na pokładzie pod dowództwem Tomasza Zydlera, opłynął jako pierwszy polski jacht Przylądek Horn ze wschodu na zachód. Poniżej fragment artykułu wspomnieniowego z rejsu, opublikowanego na lamach magazynu „Żeglarstwo”

Na Horn

Załoga „Konstantego Maciejewicza” na Hornie. Brak Eugeniusza Moczydłowskiego, który wystąpił w roli fotografa.

Nadchodzi czas żeglugi w „pięćdziesiątkach”. Emocje na pokładzie rosną w miarę zbliżania się do wymarzonego przylądka. Opływają go 26 marca. „…w odległości kilku mil od wyspy Deceit ukazuje się nad jej górami czarny palec. To jest On! Najsłynniejszy z przylądków, surowy egzaminator żeglarzy i statków – Przylądek Nieprzejednany. We mnie wszystko się gotuje. Niewielu oglądało Go z tak bliska! Przechodzimy między skałami Deceit, jak przez bramę Jego królestwa. Pionowa ściana coraz bliżej. Wyciągamy spod koców aparaty, trzaskają migawki, gęby już uśmiechnięte – napięcie powoli ustępuje”[1] Leszek Kosek na kartach książki wspomina: „Siny, spiczasty pagórek wyłania się tam, gdzie go oczekiwano. Na jachcie wybucha radosne podniecenie.”[2]  Jerzy Jaszczuk wspomina: „ W odległości 2-3 mil stajemy się powoli „caphornerami”. Następuje szał robienia zdjęć. Najbardziej popularne są portrety a la Chay Blyth. Robimy  oczywiście także tradycyjne, grupowe zdjęcie z kołem ratunkowym. O godzinie 1730 trawersujemy przylądek w odległości niecałej mili. Idziemy jak najbliżej, aby tylko ominąć kamienie wystające z wody u stóp wyspy. Locja twierdzi, że Horn nie robi przypisywanego mu zazwyczaj, groźnego wrażenia. Na mnie zrobił!”[3] Po minięciu przylądka chowają się pod  osłoną wysp, wieje zbyt mocno.

Leszek Kosek i Jerzy Jaszczuk.

Zupełnym przypadkiem złożyło się, że w ciągu pięciu tygodni aż trzy polskie jachty opłynęły Horn. 23 lutego dokonał tego Krzysztof Baranowski w samotnym rejsie na „Polonezie”, trzy dni później „Euros” w wyprawie z Valaraiso do Gdyni, a teraz „Macaj”, tyle, że „złą drogą” jak mawiają Anglicy.

Tomasz Zydler i Maciej Gumplowicz.

Jacht cel osiągnął, rozpoczyna się mozolny powrót do kraju. Płynie wzdłuż Ameryki Południowej, przekracza Kanał Panamski, Colon, archipelag San Blas i Miami.  Musnęli Bahamy i ruszyli przez Atlantyk w drogę powrotną. Po miesiącu oceanicznej żeglugi osiągnęli Plymouth, a później dotarli do Cuxhaven. Po przejściu kanału Kilońskiego zostali we czwórkę, kapitan zszedł z pokładu w Holtenau.

Załoga z zapasami białka.

Do Gdyni jacht zawinął 14 października, po prawie roku żeglugi, pokonując w tym czasie 23 tysiące mil. Ich rejs w Polsce przyjęto niejednoznacznie. Załoga opłynęła Horn, ale w atmosferze niesubordynacji i z kapitanem, który do kraju nie wrócił. Doroczne nagrody Rejs Roku trafiły jednak w ręce Caphornowców. Pierwszą zdobył Krzysztof Baranowski, drugą Aleksander Kaszowski  i Henryk Jaskuła z „Eurosa”, a trzecią przyznano nie kapitanowi, a załodze jachtu „Konstanty Maciejewicz”. Na wiele lat nazwisko kapitana wymazano z historii żeglarstwa. Dziś, po 50 latach od tamtych wydarzeń załoga wraca w chwale odbierając Nagrodę Specjalną Kolosów.

Jerzy Jaszczuk jest dziś kapitanem jachtu :Generał Zaruski”.
Eugeniusz Moczydłowski w swoim domu. Luty 2023 r.

[1] Eugeniusz Moczydłowski, „Pod żaglami i na cumach”, wyd. KAW, Warszawa, 1979, str. 6.

[2] Leszek Kosek, „Ze wschodu na zachód wokół Hornu”, Wyd. Morskie, Gdańsk, str. 149.

[3] Jerzy Jaszczuk, „Ze wschodu na zachód cz. 2”, Żagle i Jachting Motorowy” nr 3/1974, str. 8.

fotografie zamieszczamy dzięki uprzejmości Eugeniusza Moczydłowskiego

Posts Carousel