„Kapitan Głowacki” w remoncie

„Kapitan Głowacki” w remoncie

2 lata temu, 10 czerwca 2020 roku, żaglowiec PZŻ „Kapitan Głowacki” został zakupiony przez firmę 3 Oceans.

Dla statku było to wybawienie, ponieważ w przypadku braku nabywcy podzieliłby zapewne los Juranda i innych jachtów trzebieskich. Zasłużony 30-metrowy drewniany żaglowiec na stalowej ramie, który przez ostatnie 75 lat pozostaje w polskich rękach rozpoczyna nowy rozdział swojej historii.

„Henryk Rutkowski” jeszcze jako kecz. Reprodukcja pochodzi z czasopisma „Młody Żeglarz”.

Od roku 2017 znajduje się w rejestrze zabytków ruchomych techniki województwa zachodniopomorskiego z uwagi na bogatą historię, pełnione funkcje oraz wartości artystyczne, naukowe i techniczne. Był zbudowany w Niemczech w latach trzydziestych, jako kuter dozoru wybrzeża w ramach liczącej dziesiątki jednostek serii. Przypuszczalnie ten właśnie egzemplarz otrzymał początkowo nazwę Fordel . W roku 1945 został zdjęty z mielizny w pobliżu Świnoujścia.

Artykuł zamieszczony w „Młodym Żeglarzu” informujący o wodowaniu żaglowca.

Z biegiem lat w Polsce kilkakrotnie zmieniał nazwę (od 1951 Henryk Rutkowski – GDY-180, za czasów Trzebieży przez kilka miesięcy sezonu Biały Słoń a od roku 1997 Kapitan Głowacki PZ-5). Armatorów i użytkowników zmieniał wielokrotnie i nigdy nie miał do nich szczęścia. Z biegiem lat jego stan systematycznie ulegał pogorszeniu, a środków na remont żaglowca zawsze było zbyt mało. W swoim czasie posiadali go rybacy, różne ośrodki szkolenia zarówno rybackiego jak i żeglarskiego, płetwonurkowie, Bractwo Żelaznej Szekli, Liga Obrony Kraju i paru innych. Ostatnimi byli Polski Związek Żeglarski na spółkę z Zachodniopomorski Okręgowym Związkiem Żeglarskim i wówczas „Głowaś”, jak o nim mówiono, odbył kilka ciekawych rejsów na Operation Sail. Przez kilka ostatnich trzebieskich lat „Głowacki” cumował w Trzebieży, już nie pływał, bardzo podupadł technicznie, ostatecznie został wystawiony na sprzedaż. Stał przy kei, ale ponieważ drewniany kadłub silnie przeciekał, konieczne było zainstalowanie na stałe pomp wybierających wodę w systemie 24/7. Zaniechanie tej operacji groziło zatonięciem statku na cumach. Po wystawieniu na sprzedaż statku wielkiego naporu kupujących nie było bo wiedzą poliszynela był stan techniczny jednostki i konieczność wożenia w remont niemałych sum. Ostatecznie „Głowackiego” sprzedano za 150 tysięcy złotych, ale żaglowiec nie nadawał się do sprzedaży, ale do generalnego remontu.

Ostatnie kilka lat żaglowiec spędził przy kei w Trzebieży. Tylko pracujące non-stop pompy utrzymywały go na powierzchni.

Po poprzednich remontach zmieniał mu się też takielunek. Był początkowo gaflowym keczem, W 1986 roku opuścił stocznię jako brygantyna. Odbył wiele rejsów i zdobywał nagrody w Tall Ship Races czyli międzynarodowych Operacjach Żagiel. W żadnej poważniejszej wyprawie nie wziął udziału, ale przez wiele lat służył jako wehikuł do „trzaskania” stażu na wyższe stopnie żeglarskie.

Trzebież jeszcze z „Głowackim” przy kei.

Od kilkunastu miesięcy żaglowiec stoi we Władysławowie, gdzie poddawany jest generalnemu remontowi. Aby prace mogły być prowadzone, zbudowano specjalny namiot, w którym dzieje sią akcja przywracania „Głowasia” do dawnej świetności. Jak powiedzieli pracownicy, wymieniono ponad 90 procent poszycia, renowacji poddano także metalowe elementy konstrukcyjne. Wymienione zostanie całe wyposażenie nawigacyjne, hotelowe i techniczne. Do służby statek wejdzie za rok, ale są to ostrożne przewidywania.

Specjalnie zbudowany namiot w stoczni we Władysławowie.

foto: Marek Słodownik (prawa zastrzeżone).

Posts Carousel