„Groupe LG” – narodziny słynnego jachtu

„Groupe LG” – narodziny słynnego jachtu

28 lat temu, 27 września 1995 roku, w stoczni JMV zwodowano jacht „Groupe LG” dla Gerry’ego Roufsa.

Kanadyjski żeglarz wystartował  na nim w regatach Vendee Globe Challenge, ale 6 stycznia 1996 roku zaginął na południowym Pacyfiku. Jacht odnaleziono po 6 miesiącach nieopodal wybrzeży Chile, ale po zorganizowaniu akcji ratowniczej nie udało się go ponownie odnaleźć. Ciałą żeglarza także nie odnaleziono.

Gerry Rouffs w kabinie jachtu „Groupe LG” przed startem regat Vendee Globe w listopadzie 1996 roku.

W tych regatach Gerry nie wziął się przypadkiem. Już kiedy skończył 6 lat, ojciec zbudował mu pierwszą łódź i zapisał go do szkółki żeglarskiej. Chłopak, choć drobnej budowy, miał w sobie niezwykłą ambicję i niemały talent. Na optymiście dobrze radził sobie ze starszymi od siebie i startował w niemal każdych regatach w okolicy Montrealu, skąd pochodził i gdzie mieszkał. Kolejnym szczeblem żeglarskiej kariery była 420-ka, ale szybko przesiadł się na łódkę szybszą, 470-kę. Teraz dopiero pokazał, ile jest wart. Żeglował doskonale, w 1978 roku zajął 2 miejsce w mistrzostwach świata w Marstrand. Kiedy wróżono mu świetną karierę w klasach olimpijskich, przesiadł się na jachty morskie. Trafił do załogi Mike’a Bircha na pokład nowiutkiego katamarana „Formule TAG”, a następnie trzykrotnie żeglował na jachtach, które biły rekord Atlantyku z Nowego Jorku do Lizard. W 1992 roku został członkiem ekipy Bertranda de Broca, który przygotowywał się do regat Vendee Globe. Kiedy de Broc w regatach zawinął do Nowej Zelandii eliminując się z wyścigu, sponsor zwolnił skippera z pracy, a Gerry został wyznaczony do odprowadzenia jachtu „Groupe LG” do Francji.

Chrzest jachtu przed startem regat.

Startował w regatach Transat Jacques Vabre (6 miejsce), Route du Rhum (6 miejsce) i Transat (4 miejsce). W 20915 roku zwodowano jacht „Groupe LG 2”, na którym Gerry miał popłynąć w regatach Vendée Globe. Tyle, że Gerry wcale nie chciał płynąć na tym jachcie. W tamtych regatach firma LG wystawiła dwa jachty. Pierwszym z nich była zwycięska łódź tych regat z roku 1989, która na trasę wyścigu powróciła 3 lata później. Była to konstrukcja sprawdzona, wyremontowana, ale do startu na niej w 1996 roku wyznaczono Hervé  Laurenta. Gerry stawał na głowie, aby decyzję zmienić, ale szefostwo pozostało nieugięte; ma popłynąć nowym „Groupe LG”, zbudowanym w tej samej formie, w której powstał słynny „Cacolac d’ Atlantique, najbardziej utytułowany jacht tamtych lat. Kanadyjski żeglarz obawiał się przeskalowania jachtu. Wprawdzie kadłub nawiązywał do pierwowzoru, ale powierzchnię żagli powiększono stawiając ogromnego grota na bomie wystającym poza pawęż jachtu. 650 metrów kwadratowych żagli budziło respekt, ale stwarzało też realne trudności w opanowaniu takiej powierzchni żagli. Targi i spory trwały kilka miesięcy i pozostały nie bez wpływu na relacje pomiędzy sponsorem, Gerrym i Hervé. Obaj panowie nie lubili się, ich dobre relacje były zasłoną dymną dla mediów, poza oficjalnymi spotkaniami unikali się i nie szczędzili sobie razów i złośliwości.

Gerry z dziećmi wizytującymi jacht.

– Gerry to ktoś, kto lubił się śmiać, lubił przyjaciół, lubił imprezować, mówiła o nim Isabeele Autissier, która startowała w tych samych regatach. Byli przyjaciółmi, pomagali sobie, potrafili znaleźć dla siebie czas w przedstartowym zgiełku. Kanadyjczyk wyraźnie odróżniał się od swoich rywali w Les Sables. Na kilka dni przed startem, kiedy większość jachtów przechodził ostatnie testy i prace doposażeniowe, na jachcie Gerry’ego panowała zupełnie inna atmosfera. On siedział w kokpicie jakby czekając na kolejnych odwiedzających. Dzieci z lokalnej szkoły, przedstawiciele lokalnych organizacji, znajomi – wszyscy bez problemu dostawali się na pokład jachtu, oglądali jego wnętrza i gawędzili z żeglarzem. A ten, zawsze wesoły i skory do żartów, szybko nawiązywał znajomości i bez problemów znajdował czas dla gości. Kiedy pytałem go, dlaczego, wzorem konkurentów, nie skupia się na ostatnich pracach, z rozbrajającą szczerością powiedział, że ostatnie prace ma już za sobą, a teraz czeka na początek wyścigu.

Jacht przed startem regat.

Po starcie Gerry żegluje ostrożnie, pierwszą dobę rywalizacji kończy na przedostatnim miejscu. Wkrótce jednak jacht pokazuje swoje możliwości i systematycznie przesuwa się do przodu. Jego największy rywal, Hervé, przesuwa się na czoło stawki i nawet -ku własnemu zdziwieniu- utrzymuje tę pozycję przez kilka dni. To dodatkowo złości Gerry’ego, który dobrze oszacował potencjał jachtu, na którym chciał w tych regatach żeglować. 21 listopada „Groupe LG 2” wyprzedza swego nielubianego rywala, a do liderki, Isabelle Autissier notuje stratę 248 mil morskich. W komunikacie podsumowującym ten dzień rywalizacji Jean Marie Finot pisze: To długi wyścig i nie powiedziałbym, że powiedział on ostatnie słowo. 6 dni później na czoło stawki wysuwa się jeden z faworytów wyścigu, Christophe Auguin i do końca regat swego miejsca nie odda. Za jego plecami wciąż trwa zacięta rywalizacja. Wkrótce Isabelle traci płetwę sterową i zawija do Kapsztadu, wycofuje się Yves Parlier na faworyzowanym „Aquitaine Innovations” po awarii węglowych rolerów. 10 grudnia Gerry Rouffs trafia na miejsce wicelidera regat tracąc do niego 535 Mm.

Uczestnicy regat: Gerry drugi od lewej.

W regatach wszystko toczy się swoim naturalnym rytmem do 26 grudnia. Wówczas do kwatery głównej regat dociera informacja na temat problemów Raphaella Dinelli, który meldował o sztormie o sile powyżej 70 węzłów, poważnych uszkodzeniach na jachcie i nadaniu sygnału SOS. Najbliżej pozycji żeglarza wzywającego pomocy znajdował się Pete Goss, który natychmiast zadeklarował chęć ratowania rywala, tyle tylko, że żeglował na najmniejszym jachcie regat – 50-stopowej „Aqua Quorum”, a ponadto znajdował się 67 mil od niego. Aby dotrzeć do rozbitka, musiał płynąć pod wiatr z prędkością 5 węzłów. Pete zdążył, uratował rywala, którego wcześniej prawie nie znał, dowiózł go do Hobart i ruszył w dalszą drogę. Jacht Patricka został porzucony, a był to dawny „Credit Agricole IV”. Smaczku tej sytuacji dodaje fakt, że na tej jednostce organizator regat, Philippe Jeantot, wygrał regaty BOC Challenge i był czwarty w pierwszej edycji Vendée Globe. Tym razem jednak, jako dyrektor regat nie chciał dopuścić tego jachtu do startu ze względu na braki techniczne. Ostatecznie po burzy wśród uczestników i po naciskach sponsora, żeglarz został dopuszczony do startu, ale poza konkurencją. Obaj żeglarze podczas wymuszonego partnerstwa w drodze do Hobart zakolegowali się tak bardzo, że kiedy wrócili na stały ląd, Pete został świadkiem na ślubie Raphaella. A za uratowanie francuskiego obywatela został uhonorowany Legią Honorową.

Ostatnie chwile przed startemm.

To był jednak dopiero początek kłopotów uczestników regat. 6 stycznia do dziennikarzy trafia kolejny codzienny raport. „Tony Bullimoire i Thierry Dubois w niebezpieczeństwie” pisze Philippe Jeantot. –Tony na „Exide Challenger” wywrócił się do góry dnem po utracie kila. Żeglarz jest bezpieczny we wnętrzu odwróconego jachtu, czytamy w sprawozdaniu. O Thierrym pisze: „Nie może robić nic więcej poza czekaniem i walką z zimnem. Jego sytuacja była poważna;po wywrotce jachtu nie miał schronienia, kilka dni spędził na wzburzonym oceanie kurczowo trzymając się płetwy sterowej. Bał się jej puścić, aby nie ześlizgnąć się do wody, ale udawało mu się jedną ręką sięgać po zabrane naprędce torebki liofilizy. Na pomoc pospieszyła mu fregata australijskiej Marynarki Wojennej, ale kiedy ogłaszano alarm, dzielił ich dystans 1400 mil. Jego pozycja była monitorowana, znajdował się na 51 stopniu szerokości południowej, Tony zjechał o stopień dalej. Załoga fregaty „Adelaide” uratowała obu żeglarzy – byli wyziębieni, ale przeżyli. Thierry został zabrany na pokład pontonu zruconego z fregaty, ale marynarze mieli problem z wytłumaczeniem żeglarzowi, że są realnymi ludźmi spieszącymi mu na pomoc, a nie zjawami z jego koszmarów. Niemal siłą odciągali go od płetwy sterowej, której trzymał się ratując życie. Tony stracił dwa palce wskutek odmrożenia, bo kilka dni spędził na odwróconym jachcie żywiąc się ocalałym prowiantem bez możliwości podgrzania wody. Kiedy trafili już na pokład okrętu, szybko nie tylko się zaprzyjaźnili, ale planowali budowę kolejnych jachtów wstępne projekty rysując na serwetkach.

W Les Sables d’Olonne.

Wróćmy jednak do Rouffsa. 7 stycznia jego sygnał z boi radiowej zniknął. Jego ostatnia potwierdzona pozycja to 55° 01,3′ S, 124° 22,5′ W, południowy Pacyfik. Niecałe 400 mil od niego znajdował się Point Nemo, według wielu badaczy punkt uznawany za najbardziej oddalony od lądów na ziemskim globie. W ostatniej korespondencji z pokładu jachtu Gerry pisał: – Fale nie są już falami, są tak wysokie jak Alpy.  W rejon wskazanej pozycji wysłano statek handlowy znajdujący się 240 Mm od żeglarza, ponadto organizatorzy wysłali tam czwórkę żeglarzy. Lider, Christophe Auguin był w przodzie o ponad 1600 mil i zbliżał się do Hornu, on nie mógł już nic zrobić, a zawracanie go nie miało sensu ze względu na sztormową pogodę. Horn minął 9 stycznia.

– Jak pamiętam, dzieliło nas mniej niż 100 mil, wspomina Isabelle Autissier, która po wymianie płetwy sterowej w Kapsztadzie wróciła na trasę regat, aby ukończyć je poza konkursem. Prognoza pogody mówiła o 40 węzłach. Dla nas nie było to ekstremum,  zwłaszcza z wiatrem. A potem, nawet jeśli wieje więcej, powiedzmy 50, zaczyna być naprawdę wietrznie. Ale mieliśmy przecież łodzie, które w razie potrzeby żeglują nawet 50-węzłowym wiatrem. Według jej relacjiwiatr osiągał nawet 87 węzłów, to było już bardzo niebezpieczne.

Na poszukiwania zaginionego wysłano najbliżej żeglujących rywali: Bertranda de Broca i Hervé Laureenta, z którymi Gerry nie miał –oględnie mówiąc- najlepszych relacji, a także Marca Thiercellina i Isabelle Autissier. Ich zadaniem było jak najszybsze dotarcie w rejon zaginięcia i przeczesywanie oceanu w poszukiwaniu jachtu, który mógł dryfować bez masztu lub do góry dnem. Było to zadanie ekstremalne trudne w tych warunkach, a dodatkowym problemem były barwy jachtu: granatowe burty i zielona część podwodna. 11 stycznia Bertrand i Hervé postanawiają przerwać poszukiwania. – Prognoza pogody pogarsza się więc zdecydowałem kontynuować moją trasę, pisze w raporcie Bertrand. – To trudny wybór. Moje serce jest złamane, ale prognozy Meteo France są złe, dodaje.  – Porywisty wiatr nie pozwala mi kontynuować poszukiwań, pisze partner z zespołu LG i wraca na trasę jako wicelider rywalizacji. Dawnego rywala poszukuje teraz tylko Marc Thiercellin, wreszcie jednak i on się poddaje w obliczu kolejnego sztormu. – Jestem w potwornie złym stanie, pisze. Potrzebuję akceptacji mojej decyzji.

Także i on wraca na trasę regat. Zaginionego żeglarza poszukuje także kanadyjski satelita, także bez rezultatu. Wkrótce potem wskazał 18 punktów w rejonie poszukiwań, które dają podstawę zintensyfikowania poszukiwań. Załoga statku handlowego pracowicie weryfikuje te informacje, do poszukiwań, niestety na krótko, włączają się kolejni żeglarze, których trasa regat prowadzi przez wskazany rejon. Znowu nic!  do 18 stycznia wraca nadzieja, chilijska Marynarka Wojenna melduje, że w rejonie Hornu odebrała słaby sygnał „Groupe Lima Golf” niezidentyfikowanej jednostki. Kontakt wkrótce się urwał, mimo starań nie odnaleziono źródła emisji sygnału. 25 stycznia w codziennym raporcie po raz ostatni kurtuazyjnie pojawia się nazwa jachtu „Groupe LG”, od dnia zgłoszenia alarmu podawana bez określenia pozycji. Następnego dnia jacht już nie figuruje w klasyfikacji.

Start regat Vendee Globe – jedno z ostatnich zdjęć Gerry’ego.

17 lutego Christophe Auguin wpływa na metę, następny zawodnik traci do zwycięzcy 1472 Mm. Druga na mecie, po 4 dniach, melduje się Isabelle Autissier, ale poza klasyfikacją. Drugie miejsce w klasyfikacji zajął Marc Thiercellin, trzecie Hervé  Laurent. Ostatecznie z 16 żeglarzy, którzy wyruszyli w listopadzie na trasę regat, zaledwie szóstka ukończyła wyścig, czyli 40%. – To był zły rok na Południu, napisała w oświadczeniu Isabelle – Wszyscy wiemy, że takie są zasady, poza tym nikt nas do tego nie zmusza. Żegnając się na starcie wiemy, że możemy tam zostać. Myślimy o tym, przygotowujemy się do tego. To ryzykowna praca, ale nie jest ono aż tak wysokie. Nie gramy w rosyjską ruletkę. Proporcjonalnie więcej jest zgonów wśród alpinistów lub przez użądlenia pszczół. Bardziej ryzykujesz życiem wsiadając do samochodu.

Epilog

Po 194 dniach od zaginięcia, 16 lipca, chilijska Marynarka Wojenna odnalazła z pokładu samolotu wrak jachtu dryfujący po oceanie w kierunku wybrzeża i oddalony od niego o 280 Mm. Jacht był odwrócony, nie miał płetwy balastowej. Od 7 stycznia pokonał 1560 Mm. Podjęto poszukiwania z morza, ale wraku nie odnaleziono. 29 sierpnia szczątki jachtu ponownie odnaleziono, tym razem już na wyspie Atalaya należącej do Chile. Ciała żeglarza nie odnaleziono. Osierocił 8-letnią córkę Emmę, która dostała stypendium od rządu kanadyjskiego i wsparcie psychologa na ponad dwa lata. Wdowa pożeglarzu powiedziała w jednym z wywiadów prasowych, że Gerry nie był gotowy do startu w tym wyścigu. Zorganizowała Gerry’emu pogrzeb na wzór bretoński; do grobu trafiła pusta trumna.

Organizatorzy regat wprowadzili zmiany techniczne podnoszące bezpieczeństwo. Wszystkie elementy zewnętrzne, płetwy balastowa i sterowe, a także część kadłuba, muszą być malowane farbami w kolorze fluorescencyjnym. Zaostrzono przepisy dotyczące powrotu jachtu do normalnej pozycji po wywrotce, wprowadzono ograniczenia na trasie uniemożliwiające schodzenie żeglarzom w strefy występowania lodów, a także elektroniczne bramki. Od tamtych regat rozegrano już sześć kolejnych edycji tej imprezy i mimo, że wypadków nie brakowało, to jednak żaden żeglarz już nie zginął. Kanadyjska federacja żeglarska w 1998 roku ustanowiła kanadyjskie żeglarstwo na świecie.  nagrodę Gerry Rouff’s Trophy dla żeglarza, który rozsławi kanadyjskie żeglarstwo na świecie.

Tekst został opublikowany w magazynie „Wiatr” w numerze czerwiec-lipiec-sierpień 2022 r https://magazynwiatr.pl/pdf/MagazynWiatr_08_2022.pdf

Posts Carousel