Wspomnienie. Janusz Zbierajewski

Wspomnienie. Janusz Zbierajewski

2 lata temu, 5 kwietnia 2022 roku, w wieku 80 lat odszedł Janusz Zbierajewski, kapitan żaglowców, wychowawca całego pokolenia kapitanów dowodzących żaglowcami.

Człowiek niezwykle pogodny, skory do żartów, mający niezwykły dystans do siebie. Dla żeglarzy postać niezwykle znana, lubiana i ceniąca za żeglarskie dokonania. Jeszcze niedawno, 2 marca, obchodził 80 urodziny. Urodził się 2 marca 1942 r., patent kapitański zdobył w 1975 roku.

Z wykształcenia polonista i redaktor, z pasji żeglarz oceaniczny. Żeglował od lat 70. na największych polskich żaglowcach. W 1978 r. jako kapitan „Zawiszy Czarnego” odbył 6-miesięczny rejs na Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów w Hawanie, od tamtej pory losy Kapitana i Żaglowca stały się nierozerwalne (w 1989 r. prowadził część etapów „Zawiszy Czarnego” w rejsie dookoła świata.

Zbieraj po zakończeniu rejsu na Kubę w 1978 roku.

W 1979 r. przejął rozbity w Las Palmas „Zew Morza”, w 1981 r. został etatowym kapitanem „Pogorii”. Później żeglował na wszystkich, poza „Oceanią” i „Darem Młodzieży”, żaglowcami. Większość kapitanów polskich żaglowców to jego wychowankowie. Prowadził kilkanaście rejsów dla osób niewidzących pod hasłem Zobaczyć Morze. Zbieraj został laureatem pierwszej edycji nagrody im. kapitana Leszka Wiktorowicza. Nie ma chyba w Polsce miłośnika dużych żaglowców, który nie znałby Zbieraja, był powszechnie lubiany za niestresową atmosferę na rejsach, zaangażowanie w życie załóg oraz dar dydaktyczny, dzięki czemu każdy, kto tylko chciał się nauczyć morza, u boku Zbieraja mógł tego dokonać. Od wielu lat był kojarzony z rejsami dla osób niewidzących, których odbył prawie dwadzieścia.

Obszerny wywiad z kapitanem Zbierajewskim przeprowadził red. Marek Słodownik, a opublikowano go w zimowym numerze magazynu „Morze”. Oto jego fragmenty

– Dokąd prowadził twój najdłuższy i najciekawszy rejs żaglowcem?

– Tych rejsów było naprawdę wiele. Bardzo dobrze wspominam wyprawę „Zawiasa” dookoła świata na przełomie lat 1989/90. Płynąłem wówczas z Singapuru do Korei i Japonii. Dużo doświadczeń, ciekawy rejs. Wówczas okazało się, że do równika mamy 90 mil, a „Zawias” nigdy jeszcze nie był na półkuli południowej. Obraliśmy kurs na południe, przecięliśmy równik, a następnie kontrkursem pożeglowaliśmy na północ. Tym sposobem przeżyliśmy chrzest równikowy. Tamten rejs był szczególny dla „Zawiasa” – najdłuższy, wokółziemski, zmieniała się cała załoga ale bosman żeglował przez cały czas stając się jedyną osobą, która opłynęła świat na „Zawiszy” Stało się tak nie z miłości do żagli, choć zapewne też, ale ów żeglarz panicznie bał się latać samolotem i tym sposobem wpisał się do historii żeglarstwa i przy okazji „Zawiasa”.

– Czy wolisz zloty żaglowców czy też indywidualne rejsy?

– Zdecydowanie wolę rejsy indywidualne, bez konieczności uczestniczenia w zlotach, imprezach i tego typu wydarzeniach, gdzie dużo się dzieje, ale często mocno nadużywa się alkoholu i wiele rzeczy dzieje się według ścisłego harmonogramu.

– Przez te pół wieku żeglowania nazbierało się sporo portów, czy masz jeszcze czas i ochotę na zwiedzanie?

– Podczas rejsów trzymam się zasady, że żadnego zwiedzania. Przechodziłem okres zachłystywania się Zachodem, ale po latach nabrałem przekonania, że w każdym mieście jest rynek z pomnikiem mniej lub bardziej lokalnego bohatera, wszystko jest podobne i powtarzalne. Oczywiście chodzę do miasta, obserwuję ludzi, ale wielkiej pasji do zwiedzania już nie  mam.

– Jakim typem kapitana jesteś?

– Żandarm ze mnie słaby, od młodości nie mam zamiłowania do jakichkolwiek struktur, trudno było mi zaakceptować fakt, że facet głupszy, ale z jedną belką na pagonie więcej, może dowodzić i wydawać rozkazy. Wszystko zależy od załóg, nie ma sztywnej metody zarządzania na pokładzie, wszystko zależy od psychiki zarządzającego i podwładnych. Nie jestem typem twardo egzekwującym zarządzenia, ograniczającym w sposób sztuczny kontakt z załogą, ale też nie bagatelizuję morza jako takiego. Kiedy płynę w rejs sylwestrowy, jestem chyba pierwszy do wygłupów. Kiedyś miałem takie zdarzenie, że po zakończeniu sześciotygodniowego rejsu część oficerów miała do mnie ogromne pretensje, że miałem bezpośredni kontakt z załogą i ze wszystkimi byłem na ty. Oni przez ten cały czas dusili to w sobie, a ja, niczego nieświadomy, żeglowałem po swojemu.

– Skąd wziął się pomysł na żeglowanie z osobami niewidzącymi?

– Jak często bywało, z przypadku. Poznałem Romka Roczenia przypadkiem, a wiedziałem, że chce popłynąć na morze. Koledzy wielokrotnie obiecywali mu zabranie go na pokład, ale nigdy ten pomysł nie przeszedł do fazy realizacji. Marek Szurawski organizował nieco eksperymentalny rejs na „Zawiszy” i pomyślałem, że to będzie dobra okazja do zabrania osób niewidzących. Przed rejsem omawialiśmy ewentualne problemy, wymyśliliśmy, że połowa załogi na pokładzie może być niewidoma, ale połowa musi być sprawna. I tak od lat, dzięki fundacji Gniazdo Piratów i sponsorom naszych rejsów, pływamy po morzu.

– Co dla tych ludzi jest najtrudniejsze na pokładzie?

– Początkowo myślałem, że odnalezienie się na pokładzie, tymczasem szybko okazało się, że z tym radzą sobie doskonale. Rozróżnijmy osoby niewidome od ociemniałych. Ci pierwsi nie widzą od urodzenia, podczas gdy drudzy stracili wzrok z różnych przyczyn zdrowotnych. Niewidomi radzą sobie znacznie lepiej, al. wszyscy mają ograniczenia. Poznają szybko świat na wyciągnięcie ręki, dlatego łatwo opiszą swój pokój, klatkę schodową bloku, w którym mieszkają, ale nie poradzą sobie z opisem bloku. Podobnie jest na żaglowcu; można pokazać im, którymi linami obsługujemy poszczególne elementy statku, ale już nie opiszemy ich kolorem. Ponadto takie osoby mają trudność w zrozumieniu budowy żaglowca. Pomocą okazał się podręcznik napisany alfabetem Braille’a opisujący konstrukcję statku i sposób jego obsługi. Z tego co wiem, jest to jedyny taki podręcznik na świecie.

– Jak osoby niewidome radzą sobie na pokładzie?

Świetnie, ale nie każdy statek jest dla nich odpowiedni. Na „Zawiszy” jest idealnie, bo kubryk jest duży i prawie cała załoga przebywa razem, co sprzyja integracji. Na „Borchardzie”, gdzie kabiny są trzyosobowe, możliwość tej integracji zanika. Można jednak przystosować statek dla tych osób, my z powodzeniem od lat stosujemy kompas akustyczny, informujący sternika o zmianie kursu i osoby niewidzące świetnie sobie z tym radzą.

– Jak ważne są to rejsy dla tych osób?

– Miałem kiedyś załogantkę, która straciła wzrok już jako dorosła osoba. Przez 6 lat bała się wychodzić z domu, spędziła ten czas nie ruszając się z mieszkania. Namówiona przez znajomych pojechała na rejs i było to dla niej wręcz mistyczne przeżycie. Mówiła później że pokazaliśmy jej, jak można żyć. A takich przykładów jest znacznie więcej. Od 16 lat regularnie pływamy z osobami niewidzącymi, są to rejsy bez sponsora generalnego, ale przy dużej życzliwości środowiska. Pamiętam jednak, że środowisko kapitanów początkowo było bardzo sceptyczne –delikatnie mówiąc- do celowości organizacji tego typu rejsów.

Zbieraj zmarł 5 kwietnia 2022 roku, miesiąc po swoich 80. urodzinach. Odszedł wielki kapitan, wspaniały człowiek, świetny kompan.

Posts Carousel