2 kwietnia 1948 roku w Ostródzie urodził się Jerzy Kołakowski, żeglarz polonijny.
Karierę żeglarską zaczynał w Szczecinie i Trzebieży. Powszechnie znany z licznych inicjatyw żeglarskich jak doroczne spotkania żeglarskiej Poloni z USA Kanady “Polonia Rendezvouz” czy polonijne rejsy do Gdańska (1992) i Szczecina (II World Polonia Sailing Jamboree – Poland 1997), nieoceniona pomoc dla żeglarzy przybywających z Polski, “motorek” licznych spotkań, rejsów, koncertów szantowych. Jego osobiste kontakty często pomagają w załatwianiu różnych spraw polonijnego środowiska żeglarskiego. Jednocześnie “kronikarz” polonijnego środowiska żeglarskiego. W konkursie „Rejs Roku” otrzymał Nagrodę Specjalną PZŻ za rok 2005. Odznaczony odznaką “Zasłużony Działacz Żeglarstwa Polskiego” (1994 r.). Decyzją Zarządu PZŻ z dnia 26 listopada 2001 r. nadano mu medal „Za Szczególne Zasługi dla Żeglarstwa Polskiego”.
o sobie pisał tak: Urodziłem się nad jeziorem Drwęckim w Ostródzie, na Mazurach, w 1948 roku. Zabawę z żeglarstwem zacząłem w wieku 15 lat, w Olsztynie, nad jeziorem Krzywym (Ukiel) w młodzieżowej sekcji klubu LOK. Tam też pływając regatowo na Cadecie, zdobyłem w 1963 roku stopień żeglarza. Startowałem w wielu regatach w Olsztynie i na Zalewie Zegrzyńskim. W następnym roku uzyskałem stopień sternika jachtowego. Do roku 1971 brałem udział w wielu rejsach i regatach na Omegach, Ramblerach, Berylach, DZ-tach. itp. po Wielkich Jeziorach Mazurskich. W 1971 popłynąłem na rok statkiem m/s „Stefan Batory” do Kanady i Stanów Zjednoczonych z roczną wizytą do rodziny. Tam kilka razy żeglowałem na jachtach mieczowych, po wewnętrznych wodach, w okolicach Nowego Jorku. Po powrocie do kraju, kilka miesięcy pływałem po WJM, na różnych łodziach, ze zmieniającymi się załogami. Zaraz po ślubie w Giżycku, w 1973 roku, przeprowadziliśmy się do Szczecina. Tam zapisałem się do Jacht Klubu Morskiego LOK. Swój pierwszy pełnomorski rejs odbyłem w 1974 roku, na starym, przedwojennym jachcie s/y „Conrad”. Był to jacht drewniany, regatowy nie posiadającym silnika. Popłynęliśmy wzdłuż polskiego wybrzeża do Trójmiasta na „Operację Żagiel”. Wzięliśmy udział w paradzie żaglowców i jachtów, by zaraz po, wystartować w Morskich Mistrzostwach Polski. Tam po raz pierwszy
przeżyłem sztorm o sile 8-9 stopni w skali Beauforta. Jeszcze w tym samym roku popłynąłem w trzytygodniowy rejs do portów Danii, Szwecji i RFN, na drewnianym, moim ulubionym jachcie s/y „Conrad”. Po powrocie brałem jeszcze kilka razy udział w regatach po Zatoce Pomorskiej. W 1976 roku zdałem egzamin na stopień jachtowego sternika morskiego. Rok później odbyłem jeden z najdłuższych moich rejsów, bo 41 dniowy do Szwecji, na Wyspy Alandzkie (Finlandia) do Leningradu i w drodze powrotnej do Tallina. Po powrocie na Warmię, do Olsztyna, kontynuowałem żeglowanie po jeziorach. W 1979 roku poleciałem do USA z zamiarem popracowania i powrotu do kraju. Stan wojenny w Polsce wywrócił życiowe plany do góry nogami. Zdecydowaliśmy z żoną że pozostanę w Ameryce. Po niemal pięciu latach rozłąki, żona i syn dołączyli do mnie. Pierwszy rejs odbyliśmy w rodzinnym składzie, w dwa jachty, na pięknym jeziorze Champlain, na pograniczu USA i Kanady. Rok później, już w trzy jachty, też z rodziną i przyjaciółmi, pożeglowaliśmy po zatoce Chesapeake Bay. W 1988 roku, na wyczarterowanym jachcie pływaliśmy po amerykańskich i brytyjskich Wyspach Dziewiczych. Po raz pierwszy żeglowałem po otwartym oceanie w 1990 roku, startując w regatach Newport – Bermuda, na jachcie s/y „Gryf”. W wieloletniej historii tych regat, bo rozgrywanych od 1906 roku, byliśmy pierwszą polską załogą. W międzyczasie w Nowym Jorku koledzy powołali do życia klub nadając mu skromną nazwę Polski Klub Żeglarski w Nowym Jorku, do którego natychmiast się zapisałem. Rok później rejsem po wodach Florydy, zacząłem coroczne rejsy wakacyjne, po wodach wszystkich oceanów. W 1992 na prośbę polskich władz, byłem koordynatorem udziału polskich żaglowców (Dar Młodzieży, Iskra, Chopin i Zawisza Czarny), w największym zlocie statków żaglowych i jachtów, z okazji 500 setnej rocznicy odkrycia Ameryki przez Krzysztofa Kolumba, pod nazwą „Columbus 500”. Wcześniej podjąłem się ryzykownej próby zbiórki pieniędzy i żywności, dla 40 osobowej młodzieżowej załogi „Zawiszy Czarnego”, biorącej udział w kilkumiesięcznej wyprawie na ten zlot.
W pamiętnym dla żeglarzy polonijnych roku 1993, zorganizowałem pierwszy Zlot Jachtów Polonijnych USA i Kanady, pod nazwą „POLONIA RANDEZVOUS”. Zlot ten odbył się w chyba najpiękniejszym na świecie miasteczku – muzeum żeglarstwa i wielorybnictwa w Mystic, przy okazji międzynarodowego festiwalu szant, w którym oczywiście nie zabrakło szantymenów z Polski. Zloty „Polonia Randezvous” odbywały się rokrocznie, zawsze w pierwszy weekend września, co roku w innym miejscu, przez 25 lat. Zaraz po zlocie w Mystic pożeglowałem do Halifaksu, na jachcie s/y „Avatar” (Ranger 37), by w drodze powrotnej wejść do maleńkich portów Nowej Szkocji. W 1997 roku zorganizowałem, po raz pierwszy na większą skalę, sentymentalny rejs, po portach polskiego wybrzeża, na uroczystości 1000 – lecia miasta Gdańska. Rejs pod nazwą „Gdańsk 1000”, w którym załoga liczyła 25 osób, odbyliśmy na żaglowcu s/y „Kapitan Głowacki”. XX wiek powitałem na pokładzie żaglowca, brygantyny STS „Fryderyk Chopin”, żeglując po wyspach karaibskich. A w 2004 spełniając marzenia, chyba każdego żeglarza morskiego, zorganizowałem rejs polskim jachtem s/y „Zjawa IV”, na słynny przylądek Horn i Antarktydę. W rejsie tym udział wzięło 13 żeglarzy z Australii, Kanady i USA. Było to pierwsze w historii żeglarstwa polskiego, dojście do stałego lądu Antarktydy. Chcąc zabrać wszystkich chętnych, w 2007 roku, wyczarterowałem dwie jednostki żaglowe („Kapitan Głowacki” i „Gedania”) by wziąć udział w zlocie pod nazwą „Tall Ship Races” z Sztokholmu do Szczecina. Nigdy nie zapomniałem o Wielkich Jeziorach Mazurskich. W 2003 roku zorganizowałem w ramach „Żeglarskiego Tygodnia Polonii”, rejs 18 jachtów po południowej części WJM. Rok później powtórzyłem to w północnej części. W 2022 roku ponownie zaprosiłem żeglarzy polonijnych na Mazury, na „Rejs Marzeń”. Na siedmiu największych jednostkach, jakie pływają po wodach śródlądowych w Polsce, 50 żeglarek i żeglarzy, na 7 jachtach przez tydzień żeglowało jak dawniej, w miejscach gdzie przed kilkudziesięciu laty zaczynali swoją zabawę pod żaglami. Niezależnie od imprez na wodzie i nad wodą, czterokrotnie organizowałem „spotkania żeglarzy w górach”.
W okresie kiedy sezon żeglarski się kończył, a sezon narciarski jeszcze nie zaczął, zawsze w polskich ośrodkach pięknie położonych w górach Appalachów, w połowie drogi między Nowym Jorkiem a Toronto, około 100 żeglarzy zjeżdżało się na trzy dni, by powspominać i zaplanować nowe rejsy, zloty, regaty, koncerty szantowe itp.
Mój dom w stanie New Jersey, gościł chyba wszystkich polskich żeglarzy jacy zawijali w okolice Nowego Jorku. Miałem wraz z żoną, zaszczyt i przyjemność, gościć pod swoim skromnym dachem, takie sławy polskiego żeglarstwa jak: Krystyna Chojnowska-Liskiewicz z mężem Wacławem, Henryk Jaskuła, Ludomir Mączka, Ruda Krautschnajder, Andrzej Armiński, Henryk Wolski i wielu, wielu innych.
Zatrzymywali się u nas też szantymani tacy jak: Jurek Porębski, Marek Szurawski, Andrzej Korycki i inni. Moja przyjaźń z Jurkiem Porębskim zaowocowała umieszczeniem krótkiej piosenki o mnie, na jednej z jego wielu płyt. Tytuł piosenki „Kołek”, to moja żeglarska ksywa, chyba od czasu jak żegluję. Niezależnie od żeglowania i organizacji wielu rejsów, regat i zlotów, pisałem artykuły do polskiej (Żagle”) i polonijnej (głównie „Nowy Dziennik”) prasy, na temat żeglarstwa.
Nakręciłem też dwa 30 minutowe filmy, dla TV Polonia z rejsów na Horn i do fiordów norweskich. A dla nowojorskiej, polonijnej TV, kilkanaście krótkich reportaży z rejsów. Za szeroko rozumianą działalność wśród Polonii Amerykańskiej dostałem odznakę Polskiego Związku Żeglarskiego – „Zasłużony Działacz Żeglarstwa Polskiego” a w 80 rocznicę PZŻ, medal „Za Szczególne Zasługi dla Żeglarstwa Polskiego. Wyróżniono mnie też nagrodą PZŻ „Rejs Roku 2005”.
fot. Marek Słodownik, archiwum Jerzego Kołakowskiego