Historia. Nagroda dla Ludwika Szwykowskiego.

Historia. Nagroda dla Ludwika Szwykowskiego.

95 lat temu, 18 października 1926 roku, Ludwik Szwykowski został uhonorowany tytułem Członka Honorowego Wojskowego Klubu Wioślarskiego.

  1. W oficjalnym komunikacie czytamy (pisownia oryginalna): „Wojskowy Klub Wioślarski w Warszawie na Nadzwyczajnem Walnem Zebraniu w dniu 18 października 1926 roku na mocy Par. 11 Statutu klubu nadał Komandorowi swojego Yacht-Klubu, panu Luwikowi Szwykowskiemu godność członka honorowego- „za zasługi położone dla rozwoju żeglarstwa w Klubie oraz żeglarstwa polskiego w ogóle, w szczególności zaś za bohaterską wyprawę rzeczną jolką żaglową z Warszawy do Kopenhagi, która to wyprawa nie tylko przyniosła chlubę banderze Klubu, ale także rozniosła sławę bandery polskiej  poza granicę Państwa.”
Zapowiedź rejsu zamieszczona na łamach „Sportu Wodnego”.
Oficjalny komunikat zamieszczony na łamach czasopisma „Sport Wodny” jesienią 1926 roku.

Ludwik Szwykowski w 1926 roku odbył dwumiesięczną wyprawę na mierzącym 7 metrów długości mieczowym, bezkabinowym, jachcie „Doris”, o zanurzeniu 30 cm i powierzchni ożaglowania 25 metrów kwadratowych. Załogę stanowiły dzieci Kapitana: 17-letni Andrzej, 11-letni Jan oraz 15–letnia córka, Agnieszka. Trasa rejsu prowadziła z Warszawy Wisłą do Bydgoszczy, a stamtąd Notecią, Wartą i Odrą do Szczecina. Stamtąd „Doris” popłynęła przez Zalew Szczeciński do Wolgastu i Stralsundu, następnie przez Bałtyk w pobliże Warnemünde. Kolejne porty etapowe rejsu to Falster, Kopenhaga i Malmö, skąd przez Świnoujście  popłynął do Gdańska, a stamtąd powrócił Wisłą do Warszawy.

Swoją wyprawę opisywał na łamach prasy nie szczędząc szczegółów związanych z bytowaniem na bezkabinowym jachcie, trudami żeglugi z dziećmi i obserwacjami na ich temat (pisownia oryginalna): „Momentalnie dostajemy silny wiatr i porządną falę. Wiatr wzmaga się, jestem zmuszony refować żagle, do czego wyciągam spod brezentu zielonego bocmana. Fala coraz większa, już mi trudno sterować prosto, pomimo, że miła Doris leci half-windem jak na skrzydłach, z łatwością podnosząc się na boczną falę. (…) Wokoło nic nie widać, steruję zapomocą kompasu. Po kilku godzinach takiej żeglugi piekielny głód zmusza mnie do skomunikowania się z Cookiem. Z pod brezentu wysuwa się ręka z sanwich’em. Czy znacie smak chleba z masłem i corned-beef polewanego rzęsistym deszczem i strugami wody, spływającymi z własnej twarzy? 

„Doris” pod pełnymi żaglami.

Szwykowski w swoim opisie wykraczał daleko poza suchy opis żeglarskich powinności, dał relację intymną, w której na plan pierwszy wysuwały się nieletnie dzieci, o które bardzo się troszczył, ale które znakomicie dawały sobie radę w trudnych warunkach. „O godzinie 4 p.p. wiatr słabnie, wreszcie zupełnie zacicha. Duża,, lecz szeroka początkowo  fala z SW, spotyka się z nową z NW, krzyżuje się i zaczyna okropnie nas męczyć. Cała załoga się Kładnie, wreszcie i kapitan ulega skutkom martwej fali. (…) Zarzucam kotwicę na głębokości 18 metrów i spuszczam żagle. W perspektywie noc na otwartem morzu, na 20 milach od brzegu, przy co raz to większej fali, od której żołądek zupełnie zwariowany, spaceruje sobie po całem ciele i stara się gwałtem wyjrzeć na świat boży. (…) Leżymy tak w ciszy, każdy heroicznie walczy bez skargi, starając się utrzymać na wodzy rozbrykane wnętrzności. Pytam dzieci, czy nie wolałyby w danej chwili być w domu, w ciepłych ózeczkach. Niespodziewanie słyszę jednomyślny protest: „wolimy morze”. Bał się o los dzieci, ale trzymał je twardą ręką hartując w trudnych warunkach. „Ale tu czekała nas zmiana kursu przyjazne, dobre fale ustąpiły, natomiast zjawiły się nowe, groźne, szumiące, smagające bryzgami i plujące pianą.  Pomimo zaciągniętego brezentu trzeba co chwila odlewać wodę. Biedna Doris, zlatując z wysokiego grzbietu uderza dnem jak piersią o wodną ścianę i zda się – lada chwila rozleci się w kawałki.”

Przygotowywanie posiłku na pokładzie.
Obszerna relacja z wyprawy zamieszczona na łamach czasopisma „Stadjon” (pisownia oryginalna) w 1927 roku.
Karykatura Szwykowskiego autorstwa Antoniego Heinricha.

reprodukcje: Marek Słodownik

Posts Carousel