Historia. Komisja Nazewnictwa Morskiego

Historia. Komisja Nazewnictwa Morskiego

97 lat temu, 23 marca, 1927 roku, podjęto uchwałę powołującą sekcję Słownictwa Morskiego kierowaną przez Mariusza Zaruskiego

Już 14 listopada 1927 roku w gmachu Ministerstwa Przemysłu i Handlu w Warszawie odbyło się inauguracyjne posiedzenie Komisji Celem jej prac było opracowanie polskiego słownictwa morskiego. Ważnym aspektem w dziedzinie żeglarstwa stała się próba ujednolicenia nazewnictwa, które w czasach zaborów rozwijało się w sposób zupełnie niekontrolowany i stanowiło zlepek wyrażeń z języków niemieckiego, rosyjskiego oraz niderlandzkiego, tworzonych często odrębnie i niezależnie na terenach zaborów, a przy tym wszystkim często powstawało w sposób tyleż spontaniczny, co niekonsekwentny. Wagę tej sprawy, i rodzącą się konieczność dokonania gruntownych zmian,  dostrzeżono już w 1921 roku, kiedy to na łamach „Bandery Polskiej” opublikowano pierwszy artykuł na ten temat.[1] Obecny stan słownictwa morskiego w tej dziedzinie jest daleki od pojęcia jednolitości określeń słownych, a w codziennej praktyce oznacza to brak wspólnego języka, nawet pośród tej nielicznej rzeszy „pracowników morza”.[2] Problem nie dotyczył tylko marynarzy, ale dotykał również żeglarzy, którzy nie mieli swojego słownictwa bazując na tradycyjnym, zapożyczonym głównie z rosyjskiego i niemieckiego, co było postrzegane jako jeden z czynników hamujących rozwój żeglarstwa.

Na czoło całego szeregu spraw do wykonania wysuwa się stworzenie polskiego słownika żeglarskiego, opracowanie przepisów o budowie jachtów i łodzi żaglowych i wreszcie rozbudowania wśród naszego społeczeństwa zamiłowania do żeglarstwa.[3] Prace nad stworzeniem słownika terminologicznego nabrały tempa rok później, kiedy to przy Lidze Żeglugi Polskiej powołano komisję językową, której zadaniem było opracowanie polskich odpowiedników terminów morskich i żeglarskich. W skład komisji weszli nie tylko przedstawiciele szkolnictwa morskiego, ale także praktycy, marynarze i żeglarze. A. Kryński został przewodniczącym, a wśród członków znaleźli się: komandor podporucznik Stefan Frankowski i kapitan Witold Hubert reprezentujący Departament Spraw Morskich, komandor podporucznik Antoni Garnuszewski i Józef Klejnot-Turski reprezentujący Szkołę Morską, nie tylko. Puciata i nie tylko. Szachtmajer reprezentujący budownictwo wodne oraz podpułkownik Mariusz Zaruski, jako autor pierwszego słownika żeglarskiego. [4]

Zaruski wspominał po latach swą pracę nad słownikiem: Gdy pisałem tę książkę – przed wojną – nie przewidywałem, że będą mogli ją czytać nie tylko ludzie w ogóle czytający książki, lecz także – na polskich okrętach marynarze polscy!(…) W opracowaniu książki niniejszej, jak również innych swoich wydawnictw tyczących się morza, natknąłem się na wstępie na trudności zasadnicze, polegające na zupełnym niemal braku polskiej terminologii żeglarskiej. Poszukiwania w literaturze polskiej, począwszy od „Flisa” Klonowicza, encyklopediach, słownikach, i t. p. dały bardzo znikome i dorywcze wyniki. Zmuszony byłem do opracowania na własną rękę polskiego słownictwa żeglarskiego. Stały przede mną otworem dwie drogi: albo spolszczyć cudzoziemskie nazwy, albo zaimprowizować zupełnie nowe, czysto polskie słownictwo. Po gruntownej rozwadze i listownem omówieniu przedmiotu z wykształconymi marynarzami Polakami, wybrałem pierwszą.[5] W dalszej części wywodów Zaruski prezentował stanowisko, że największą trudność napotkał w kwestiach zupełnego zaniku słownictwa morskiego wskutek kilkusetletniego braku dostępu do morza i wynikającego stąd braku morskich tradycji w Polsce. Opracowując swoje słownictwo, rozumiałem wówczas, iż piszę o gałęzi wiedzy dla nas obumarłej, która nie ma widoków nowego życia i rozwoju. Narzucenie przeto przemocą niejako paru tysięcy najbardziej nawet umiejętnie tworzonych wyrazów polskich mogło było mieć wyłącznie akademickie znaczenie, powiem więcej nawet – byłoby walką z wiatrakami. Naród żyjący byłby ich nie przyjął.(…) Twierdzę, iż czysto polskie słownictwo na międzynarodowym szlaku morskim się nie utrzyma. Nie wytrzyma współzawodnictwa ze starem rozgałęzionem słownictwem holendersko-niemieckiem.[6] (pis. oryg.) Jeszcze zimą 1922 roku przedstawiono pierwsze wyniki prac komisji koncentrując się na trudnościach wynikających z adaptacji słownictwa holenderskiego i niemieckiego do żeglarstwa. Akcentowano, że sprawom omasztowania i ożaglowania poświęcono w całości dwa posiedzenia komisji podkreślając złożoność materii i stopień skomplikowania tych zagadnień.[7]

Terminologia przyjęta przez komisję w przyszłości została niemal całkowicie odrzucona przez środowisko żeglarskie, jako że jej propozycje sztucznego tłumaczenia skrótowych terminów poprzez zastosowanie opisowego języka spowodowały śmieszność i niewygodę wielu terminów w praktycznym użyciu. Wywołało to spór i długie dysputy znajdujące odzwierciedlenie na łamach prasy branżowej o celowość stosowania sztywnych reguł polegających na mechanicznym zastępowaniu powszechnie stosowanego na morzu języka na rzecz sztucznie wymyślonego, ale całkowicie pozbawionego walorów skrótowości i komunikatywności języka ludzi morza. Temat ten wielokrotnie wracał aż do wybuchu wojny, a prace nad słownikiem nie zostały ukończone. Spowodowało to sytuację, w której prace komisji postępowały w coraz większym oderwaniu od rzeczywistości, co nie sprzyjało dobrej atmosferze i wynikom, do których ta praca miała prowadzić. Wielokrotnie krytykowana za swą opieszałość i brak spójnej wizji komisja, po kolejnych reorganizacjach,  kontynuowała pracę nad uporządkowaniem terminologii morskiej i żeglarskiej. W późniejszym okresie powstała Morska Komisja Terminologiczna, uznano bowiem, że unifikacja nie może poprzestawać tylko na żeglarstwie skoro nadania nowego porządku wymagały wszystkie sprawy związane z morzem  i gospodarką morską. Cel pracy komisji – powstanie słownika morskiego, został precyzyjnie opisany na łamach „Przeglądu Morskiego”: Celem słownika morskiego było właśnie usunięcie wyrabiającej się niestety „gwary żeglarskiej”, tak jak istnieje „gwara rzemieślnicza”, obie przeważnie pochodzenia niemieckiego. Nie można zatem zgodzić się na wprowadzenie tego żargonu do naszego języka, tembardziej, gdy on sam gwałtem się wciska[8] (pis. oryg.) Działania komisji wywoływały wiele kontrowersji, głównie z uwagi na bardzo powolne tempo prac, brak konsekwencji w propozycjach składanych przez komisję i nieco schematyczne spolszczanie większości terminów, co kłóciło się z przyjętym już porządkiem i tradycją. Przykładami szczególnie wyszydzanymi przez prasę za nieżyciowość były najaśnica lub świetlak jako polska wersja reflektora, nurkowiec jako okręt podwodny czy też krążek wodzący ściągnicy tylnego bloku zastępujący niezwykle kłopotliwe w użyciu niemieckie 44-literowe trudne do zapamiętania i niepraktyczne w codziennym użyciu określenie kreuzbramstengestagsegelniederholerleitblock.[9]  

Tego typu przypadki prowokowały autorytety morskie do zabierania głosu w sprawie unifikacji prac nad słownictwem i znacznego ich przyspieszenia. Oto bowiem do końca 1935 roku, po ośmiu latach  prac komisji, oceniono jej pracę bardzo krytycznie. W toku prac i nielicznych posiedzeń zdołała ona opracować zaledwie 4 zeszyty Słownika zawierającego zaledwie 3.300 nazw, podczas gdy całość terminologii oszacowano na 10.000 nazw, co wskazywało, że przed komisją rysowało się jeszcze wiele lat pracy.[10] Tymczasem sprawa unifikacji nazewnictwa stawała się coraz pilniejsza, uważano bowiem, że dalsza zwłoka w tej mierze spowoduje powstawanie i zakorzenianie się zwrotów i określeń błędnych, niespójnych i nie oddających istoty rzeczy.

Skalę rozległości prac komisji dobitnie ilustruje fakt, że listę zagadnień podzielono na kilkanaście rozdziałów, z których każdy zawierał kilkanaście podtematów wymagających opracowania oraz usystematyzowania. Tylko jeden z nich – Referat Marynarki Wojennej zawierał 1.700 terminów pomieszczonych w czternastu rozdziałach, co dobitnie ilustruje zakres pracy komisji i stosunkowo wolne tempo tworzenia nowych określeń morskich.[11] Sama komisja także przechodziła różne przeobrażenia, co nie pomagało jej w pracy i pokazywało zarazem pewną niekonsekwencję władz w stosunku do tej idei. Początkowo komisja działała samodzielnie, co nie satysfakcjonowało jej członków, została następnie włączona w struktury Ligi Morskiej, aby po kilku latach istnienia zostać przyłączoną do krakowskiej Polskiej Akademii Umiejętności, co niewątpliwie wpłynęło na wzrost jej prestiżu, ale nie spowodowało znaczącego przyspieszenia prac, co z kolei narażało ją na cierpkie uwagi zamieszczane nie tylko na łamach prasy, ale także w toku debat środowiskowych.[12]

Ważnym nurtem prac komisji była sprawa ujednolicenia terminologii żeglarskiej. Usystematyzowania i spolszczenia tej terminologii podjęło się trzech działaczy żeglarskich: generał Mariusz Zaruski, który skromny „Słownik żeglarski” o niewielkim zasięgu opracował już w 1920 roku, oraz Antoni Aleksandrowicz. Obaj panowie byli wspomagani przez Jana Kuczyńskiego, żeglarza morskiego i działacza żeglarskiego, praktyka mającego w dorobku wiele rejsów morskich. Kapitanowie dokonali przeglądu i systematyzacji nazewnictwa i opracowali na nowo zbiór terminów żeglarskich opisujących jachty i ich wyposażenie, osprzęt żeglarski, locję[13] nawigację, a także rejsy żeglarskie i spływy.[14] Także ta praca bardzo się przeciągała, a upubliczniane cyklicznie fragmenty, publikowane na łamach „Morza”, budziły bardzo wiele kontrowersji środowiskowych. Spory i dyskusje wpływały natomiast na kolejne spowolnienie prac wynikające z zaabsorbowania polemicznego autorów proponowanych zmian. Okazjonalnie tę tematykę poruszali także inni, głównie marynarze praktycy, między innymi wielki autorytet w sprawach morskich, Antoni Garnuszewski, członek Morskiej Komisji Terminologicznej, jednak ich argumenty często bagatelizowano.[15] Na uwagę zasługuje fakt, że wszyscy trzej twórcy procesu systematyzacji nazewnictwa żeglarskiego stali się autorami pierwszych w Polsce podręczników i poradników żeglarskich bazujących na osobistych doświadczeniach i konsekwentnie odrzucających rosyjski model szkolenia, nieakceptowany głównie z powodu nadmiernego rygoryzmu oraz pierwiastka akcentowania roli zbiorowości w miejsce pewnego indywidualizmu i swobody. Podręczniki te bardzo szybko stały się najważniejszymi pozycjami niezbędnymi do podjęcia szkolenia teoretycznego na stopnie żeglarskie.[16] Wszyscy oni byli również animatorami żeglarstwa nie tylko w swoich lokalnych środowiskach, ale współzałożycielami i osobami kierującymi pierwszymi strukturami centralnymi ruchu żeglarskiego w Polsce. W późniejszych latach działacze aktywnie wspierali rozwój żeglarstwa poprzez udział w kampaniach mających na celu zakup jachtów morskich przeznaczonych do morskiej edukacji młodzieży oraz kierowanie wieloma rejsami morskimi z młodzieżowymi załogami. Wprawdzie ich działalność promotorska została doceniona w środowisku żeglarskim, jednak prace komisji do spraw nazewnictwa zostały ocenione jednoznacznie negatywnie jako niewiele wnoszące do żeglarstwa i nie mające praktycznego zastosowania. Uznawano konieczność kontynuowania prac, ale zarazem obserwowano przenikanie do języka żeglarskiego wyrażeń żargonowych przejmowanych z marynarki handlowej, przed czym wcześniej przestrzegano jako przed przyczyną zbytecznego zaśmiecania języka sztucznym nazewnictwem.


[1]  (ba), „Polskie słownictwo żeglarskie”, Bandera Polska  nr 3-4/1921, str. 106-113, „O drogę rozwoju słownictwa morskiego”, Morze nr 5/1925, str. 16 [2]  (ba), „Polski słownik morski”, Przegląd Morski nr 78/1936, str. 687-691

[3]  ( W.B-is), „Twórzmy jachting polski”, Wioślarz Polski nr 1/1925, str. 4-5

[4]  (ba), „Prace komisji językowej L.Ż. P.” , Żeglarz Polski nr 1/1922, str. 12

[5]  Mariusz Zaruski, „Co czytać?”, Od Naszego Morza nr 23/1931, str. 644-647

[6]  tamże

[7]  (ba) „Wyrazy polskie przyjęte dla omasztowania okrętów”, Żeglarz Polski nr 1/1922, str. 12-13

[8]  Bolesław Śląski, „W sprawie terminologii morskiej”,  Przegląd Morski nr 80/1935, str. 835-839

   [9]    Włodzimierz Kodrębski”, „Zrewidujmy naszą terminologię morską”, Przegląd Morski nr 70/ 1935, str. 44-47

[10]    Józef Rossowski, „O polski słownik morski”, Przegląd Morski nr 81/1935, str. 930-933, Julian Ginsbert, „Jeszcze na temat słownika”, Przegląd Morski nr 61/1935, str. 934

[11]     Referat Marynarki Wojennej: 1. Okręty Marynarki Wojennej, 2. Zespoły, dowództwo, szyki, 3.  Załoga, służba na okręcie, 4. Stopnie służbowe, umundurowanie, 5. Flagi, ceremoniał, 6. Części, pomieszczenia i właściwości okrętu, 7. Maszyny i kotły, 8. Elektrotechnika, radio, 9. Sygnalizacja, 10. Nawigacja, locja i meteorologia, 11. Artyleria i uzbrojenie, 12. Broń podwodna, 13. Lotnictwo, 14. Komendy i rozkazy („Nowe terminy” – Przegląd Morski nr 122/1939, str. 1443-1445)

[12]    W skład Morskiej Komisji Terminologicznej wchodzili: Adam Kleczkowski, Kazimierz Nitsche, Józef Sułkowski, Mariusz Zaruski, Piotr Bomas, Gustaw Kański, Antoni Garnuszewski, Marian Arendt, Włodzimierz Kodrębski, Artur Reyman

[13]    Locja – opisy wód, wybrzeży morskich, wód śródlądowych i szlaków wodnych z punktu widzenia  potrzeb żeglugi.

[14]    Mariusz Zaruski, „Z zagadnień terminologicznych”, Morze nr 3/1926, str. 13-14

[15]    Antoni Garnuszewski, „Możliwość uproszczenia słownictwa żeglarskiego”, Morze nr 4-5/1929, str. 5-6

[16]     Mariusz Zaruski, Prawa i obowiązki kapitanów i sterników jachtowych. Regulamin służby na jachtach. Alarm”, Warszawa, 1933, Zasadnicze komendy i rozkazy  przy manewrowaniu na statkach żaglowych, Warszawa, 1933, Tymczasowy regulamin służby na szkuner-jachcie szkolnym ZHP Zawisza Czarny, Warszawa, 1934,  Antoni Aleksandrowicz, Sport żeglarski, Lwów, 1930 r., Jan Kuczyński, Manewrowanie jachtem żaglowym, Warszawa 1932, Roboty linowo-żaglowe, Warszawa, 1933, Jachtowa praktyka morska, Warszawa, 1939

Reprodukcje: Marek Słodownik

Posts Carousel