52 lata temu, 6 sierpnia 1971 roku, w brytyjskim Hamble zakończył się, po 292 dniach, wokółziemski rejs Chaya Blytha na jachcie „Brutish Steel”.
Był to pierwszy w dziejach jachtingu wokółziemski rejs bez zawijania do portów „złą drogą”, czyli ze wschodu na zachód, pod wiatry i prądy. Rekord Blytha poprawił dopiero w 1994 roku Mike Golding na jachcie „Group 4” uzyskując czas 184 dni.
Ponad pół wieku temu, 6 sierpnia 1971 roku, żeglarski świat otworzył nowy rozdział. Oto bowiem 31-letni Chay Blyth ukończył pierwszy w dziejach samotny rejs dookoła świata non-stop, ale ze wschodu na zachód, czyli –jak określają to Brytyjczycy- „złą drogą”. Wokółziemski rejs bez zawijania do portu wokół trzech przylądków jest wyczynem nie lada. Jeśli jednak do tego dodamy kierunek ze wschodu na zachód to mamy Everest żeglarstwa. Żeglarze zawsze chętniej wybierali trasę z zachodu na wschód, samotników na tej trasie było już ponad stu, głównie za sprawą rozgrywanych co cztery lata regat Vendee Globe Challenge, w drugą stronę pływano zdecydowanie mniej chętnie. Jako pierwszy z tą trasą postanowił zmierzyć się Chay Blyth. Sukces Robina Knox-Johnstona był dla niego zadrą, to on chciał być sławny. Skoro nie powiodło mu się w rejsie z zachodu na wschód, postanowił być zatem pierwszy „pod górkę”. Przygotował stalowy solidny jacht „British Steel” i 18 października 1970 roku wypłynął z Hamble w Cieśninie Solent. Rejs był przygotowywany w nieprawdopodobnym pośpiechu, w połowie marca podpisano umowę na budowę jachtu, miesiąc później położono stępkę, a już 19 sierpnia odbyło się wodowanie jachtu. Blyth nie miał doświadczenia oceanicznego w żegludze na większych jachtach, pobierał szybko lekcję u znajomych żeglarzy, ale miał niezachwianą wiarę w swój sukces. Koncern British Steel ufundował żeglarzowi jacht, ale o resztę ten musiał martwić się sam. Sprzedał dom i samochód, a rodzinę umieścił u teściów. Na przygotowania do wyprawy poświęcił wszystkie oszczędności, a jacht zdołał do końca zaprowiantować dzięki życzliwości lokalnych firm i sklepów.
Zakładał, że będzie płynął półtora roku i na tyle prowiantował jacht, ostatecznie jednak uporał się z tym dystansem w 292 dni morderczej żeglugi na halsówce w sztormach o sile do 120B. Udało się, ryzyko się opłaciło. Jeszcze przed półmetkiem stracił samoster wiatrowy, dzięki czemu bardzo i wiele czasu spędzał na deku za sterem.
Miał w sobie moc determinacji i wiary w szczęśliwy los, ale statystyki były bezlitosne. Południowy Atlantyk do Hornu to jazda w trudnych warunkach, ale najgorsze dopiero za Hornem, którego pokonanie w pojedynkę to prawdziwe wyzwanie. Na Pacyfiku wcale nie było lepiej. Próba skrócenia drogi i żegluga w pięćdziesiątkach to była prawdziwa rosyjska ruletka, bo oprócz silniejszych wiatrów istniało ryzyko napotkania gór lodowych. Blyth spieszył się, ryzykował, ale chciał jak najszybciej Pacyfik mieć za rufą. Ocean Indyjski wcale nie był łatwiejszym akwenem, Blyth uważał ten etap za najcięższy podczas swojej podróży Pogoda w tym rejonie była bardzo zmienna, uciążliwe wiatry kręciły zmuszając do częstych zmian żagli. Odcinek od Przylądka Dobrej Nadziei do Anglii podsumował jako wypoczynek choć dążył do jak największej prędkości jachtu.
Po rejsie powiedział, że sztormowe wiatry gięły mu maszty, zrywały wanty i rwały żagle, ale nie poddał się. Niemal do końca ekspedycji nie był pewien powodzenia wyprawy, ale udało się, kiedy 6 sierpnia 1971 roku wracał do Hamble, był witany jak bohater.
Sir Chay Blyth
Pochodził z robotniczej rodziny, ale był bardzo ambitny.Chciał być znanym i wybić się ze swego kręgu. Rzucił szkołę w wieku 15 lat, podejmował się różnych prac, ale ostatecznie postawił na wojsko. Służył w jednostkach specjalnych, pierwowzorze sił szybkiego reagowania. Doświadczył szkolenia w ekstremalnych warunkach, zarówno arktycznych lodach jak też piaskach pustyni. Niezwykle odporny i wytrzymały, przełożeni mówili o nim, że jest nie do zdarcia. W 1966 roku przepłynął wraz z dowódcą Atlantyk na łodzi wiosłowej. Dwa lata później wystartował w regatach Golden Globe z nadzieją zostania pierwszym człowiekiem, który opłynie świat bez zawijania do portów. Nie udało się, dopłynął tylko do Afryki Południowej i tam zrezygnował z powodu zbyt delikatnego jachtu. Po zakończeniu rejsu na „British Steel” stał się bohaterem. Na dłużej zarzucił żeglarstwo, ale pojawił się na starcie pierwszej edycji regat Whitbread Round the World Race na pokładzie jachtu „Great Britain II” z komandosami na pokładzie. W początku lat 90 zorganizował etapowe regaty dookoła świata także pod wiatr i prądy na identycznych jachtach, nazwane British Steel Challenge. Startowali amatorzy, którzy przechodzili krótkie szkolenie morskie. Przedsięwzięcie odniosło ogromny sukces sportowy i komercyjny i w kolejnych latach odbywały się cykliczne regaty reklamowane jako najtrudniejsze na świecie. Blyth odniósł sukces sportowy i finansowy, otrzymał także z rąk królowej upragniony tytuł szlachecki.