103 lata temu, 20 września 1911 roku na wodę spłynął jeden z najbardziej znanych na świecie żaglowców, 4-masztowy bark Passat. Stojący dziś w Travemuende statek to jeden z najchętniej odwiedzanych żaglowców w historii. Czteromasztowy bark jest świadectwem potęgi dawnych żaglowców
Statek muzeum odwiedzany corocznie przez ponad 50 tysięcy zwiedzających cieszy się niesłabnącym powodzeniem, choć już na stałe wrósł w pejzaż bałtyckiego kurortu. Przez całe dziesiątki lat pracowicie orał Atlantyk na trasie z Chile do Europy, dziś w świetnym stanie pokazuje życie na dawnych statkach.
Zwodowany w 1911 roku Passat był od razu przeznaczony do obsługi linii południowoamerykańskiej. woził saletrę, co zajęciem wdzięcznym nie było, ale przynosił spore zyski swemu armatorowi, Laeiszowi. Były to rejsy bez historii, choć za każdym razem statek mijał przylądek Horn. W tamtych czasach nie było to nic nadzwyczajnego, po prostu tamtędy wiodła dobra trasa żeglugowa. Passat i jego bliźniaczy Peking pomimo sporych rozmiarów i dużej powierzchni żagli, były jednymi z najmniejszych statków we flocie Laeisza. Lata I wojny światowej statek spędzil w internowaniu w Chile, później przeszedł w ręce francuskie w ramach odszkodowań wojennych. Uparty Laeisz odkupił go i wciągnął ponownie do swej floty. Pod koniec lat dwudziestych zasłynął kolizją z dwoma parowcami, z których obydwa poszły na dno po zderzeniu z mocnym żaglowcem.
Rok 1931 przynosi dramatyczną odmianę losu. Passat przechodzi z rąk Laeisza do Gustawa eriksona, fińskiego entuzjasty żaglowców, ostatniego wielkiego armatora statków żaglowych. Teraz operuje na linii australijskiej wożąc zboże. Ale dwadzieścia lat później zasłużony statek wraca pod niemiecką banderę i wozi zboże na linii argentyńskiej. Teraz jednak statek nie jest już tylko masowcem ale również jednostką szkoleniową. Oczywiście wozi towary aby podreperować budżet, głównym jednak jego zajęciem staje się szkolenie adeptów do pracy w morzu.
W 1957 roku wraz z podobnym Pamirem statek wypływa z Południowej Ameryki do Europy w kolejny rejs szkoleniowy. Silne wiatry powodują, że statki rozdzielają się, ale mają łączność radiową. Huragan Carrie, pustoszący wszystko, co na swojej drodze napotkał, idzie wprost na obydwie jednostki. Passat cudem ocaleje z tej konfrontacji, ale zniszczenia ma potężne. O własnych jednak siłach dotrze na Azory, a następnie do portu macierzystego. Pamir miał mniej szczęścia, jego pojedynek z nawałnica skończył się zatopieniem jachtu i śmiercią niemal całej załogi. Po pięćdziesięciu latach od tragedii Passat jest atrakcją turystyczną niemieckiego kurortu, a Pamir ma swój ołtarz w kościele świętego Jakuba w Lubece.
fot. Marek Słodownik (prawa zastrzeżone).