55 lat temu, 22 kwietnia 1969 roku, po 313 dniach żeglugi, w Dartmooth zakończył się wokółziemski rejs jachtu „Suhaili” Robina Knox-Johnstona.
Było to pierwsze samotne okrążenie Ziemi pod żaglami bez zawijania do portów. Brytyjczyk jako jedyny żeglarz dopłynął do portu wyjścia i zdobył nagrodę dla pierwszego żeglarza, który samotnie i bez zawijania do portów opłynął świat pd żaglami oraz dla tego, który dokonał tego w najkrótszym czasie. Jacht do rejsu wybrany został niejako z konieczności, ponieważ Knox-Johnston nie zdołał pozyskać sponsorów do projektu budowy jednostki regatowej. „Suhaili” to jacht zbudowany w początku lat 60. w Indiach, gdzie żeglarz służył w marynarce handlowej, a jego linie teoretyczne wzorowane były na założeniach Colina Archera. Jednostka ta wciąż pozostaje własnością żeglarza a obecnie stacjonuje w porcie Dartmooth.
Sir William Robert Patrick Knox-Johnston urodził się 17 marca 1939 w londyńskiej dzielnicy Sir Robin na swoim jachcie. Londyn, 1992.Putney. W latach 1957-1968 służył w marynarce handlowej i w rezerwie Royal Naval. Zlecił budowę jachtu w Indiach i w 1965 roku przepłynął „Suhaili” z Bombaju do Anglii. Z jachtem związana jest także inna historia. Otóż w rejs z Bombaju do Londynu chciał zabrać żonę, ale ta nie tylko odmówiła, ale również wniosła pozew o rozwód. Było to tym bardziej zaskakujące, że oboje znali się od wczesnego dzieciństwa i żona nie tylko znała pasję późniejszego męża, ale także w pełni ją popierała. To oznaczało, że Robin mógł wziąć udział w rywalizacji Golden Globe bez zbytecznych obciążeń i skupić się na przygotowaniach. Nieoczekiwanym zwrotem akcji okazało się powtórne małżeństwo z Suzanne o zakończeniu rejsu. Związek przetrwał tym razem aż do jej śmierci w 2003 roku.
Kiedy ukończył swój res w Falmouth, o młodym poruczniku marynarki usłyszał cały świat. Z dnia na dzień stał się bohaterem i celebrytą, przez długie miesiące uczestniczył w nie kończących się wywiadach, spotkaniach, ceremoniach klubowych. Po latach mówił, że wymagały one nie gorszej kondycji niż sam udział w rejsie. Młody, 30-letni żeglarz, zdobył popularność, o jakiej marzył, ale umiejętnie potrafił wykorzystać swoją popularność i rosnącą w świecie żeglarskim pozycję. Teraz to sponsorzy zgłaszali się sami proponując nowe wyzwania.
Dwukrotnie (w latach 1970 i 1974) zwyciężył w dwuosobowych regatach dookoła Wysp Brytyjskich, zwyciężył także w regatach Kapsztad – Rio, podczas których poznał Nowozelandczyka Petera Blake’a. Przyjaźń zaowocowała wspólnymi projektami, w 1977 roku na jachcie „Heath’s Condor” obaj wzięli udział w regatach Whitbread Round the World Race. Później na katamaranie „ENZA New Zealand” opłynęli świat w czasie 74 dni 22 godziny, 18 minut i 22 sekundy i z rąk królowej odebrali tytuły szlacheckie. Knox-Johnston został mianowany Komandorem Orderu Imperium Brytyjskiego (CBE). Uzyskał tytuł doktora honoris causa Akademii Morskiej w Maine oraz Uniwersytetu w Southampton.
Kolejne lata upłynęły sir Robinowi na przewodniczeniu Sail Traing Association STA, którą to robotę rzucił w 2001 roku. Był również powiernikiem National Maritime Museum w Greenwich pełniąc jednocześnie rolę dyrektora prestiżowej londyńskiej mariny St Catherines’s Dock. Brytyjczyk pozazdrościł trochę Chayowi Blythowi własnych wokółziemskich regat dla amatorskich załóg i zorganizował swoje – Clipper Round the World Yacht Race i od tego czasu współpracował z firmą Clipper Ventures jako prezes.
Lata spędzone na lądzie spowodowały, że w wieku 67 lat zapragnął jeszcze raz popłynąć w regatach dookoła świata. Wybór padł na Velux 5 Oceans, a Robin postawił na jacht „Saga Insurance”, ex „Fila” Giovanniego Soldiniego. Ukończył wyścig w doskonałej formie 4 maja 2007 roku, zajmując czwarte miejsce. W wieku 68 lat był najstarszym uczestnikiem wyścigu. Sportowych emocji wciąż było mu jednak mało, w wieku 75 lat wystartował w regatach Route du Rhum na tym samym jachcie, ale pod nazwą „Grey Power”. Wyścig ukończył po 20 dniach, 7 godzinach, 52 minutach i 22 sekundach na morzu.
Podobnie jak Moitessier, Sir Robin podkreśla, że znajduje wewnętrzny spokój będąc na morzu, w samotności. Jestem szczęśliwy na morzu. Nie oznacza to, że nie jest ono niebezpieczne. Jestem tego w pełni świadomy i przez lata straciłem wielu przyjaciół, ale mimo to w łodzi na morzu czuję się kompletny.
Więcej o sir Robinie, jego jachcie i rejsie przeczytają Państwo w numerze 3 magazynu „Żeglarstwo”.
fot. Marek Słodownik, Velux 5 Oceans