121 lat temu, 22 kwietnia 1902 roku, w stoczni Rickmers AG w Bremerhaven wodowany został słynny żaglowiec Herzogin Cecile.
Wspaniały czteromasztowy bark noszący imię księżnej Meklemburgii- Schwerinu. Jeden z najszybszych statków swej epoki, który swą służbę zakończył po zaledwie 34 latach. Zbudowany został w Bremerhaven w tamtejszej stoczni Rickmers Schiffbau AG. Budowniczy mieli wielki kłopot ze statkiem, ponieważ niemal do końca trwał spór o barwy ogromnego kadłuba. Flota P-linerów, dla której był budowany, miała tradycyjne czarne kolory kadłubów, natomiast stocznia swoje produkty malowała na kolor ciemnej zieleni. Na etapie budowy do kompromisu było daleko, ostatecznie, aby uniknąć skandalu związanego z patronka statku, zdecydowano się na kompromis i stalowy kadłub pomalowano na biało. Wodowanie wielkiej jednostki było wielką uroczystością, która zgromadziła setki gości. Było co podziwiać; długi na ponad 100 metrów statek, wysokie cztery maszty i niezwykła, jak na towarową jednostkę, smukłość i elegancja linii. Po 7 czerwca tego samego roku, kiedy statek został oddany do eksploatacji, rozpoczął swą służbę na linii południowoamerykańskiej. Nie było mu łatwo, ponieważ wiek pary i elektryczności na morzu rządził się swoimi prawami, a konkurencja pomiędzy żaglowcami i parowcami wchodziła w fazę rozstrzygającą. Mimo to Cecylia dawała sobie radę z uwagi na dużą szybkość i ładowność pozwalającą na obniżenie kosztów frachtu. Poza tym ta linia dla żaglowców miała także atut w postaci konieczności okrążenia Przylądka Horn, a w Patagonii nie było wielu miejsc, w których parowce mogłyby uzupełnić paliwo. To powodowało, że ten szlak wciąż pozostawał w rękach klasycznych windjammerów i opierał się natarciu ze strony parowców. Herrzogin Cecile okazała się być bardzo szybka, z Portland w Oregonie do Anglii mogła dotrzeć w 106 dni, co było wynikiem rekordowym, niedostępnym dla konkurencji. Podczas I wojny statek został internowany w Chile, gdzie spędził kilka lat na kotwicy ze szkieletową załogą. Do Niemiec wrócił dopiero w 1920 roku by zostać przekazany Francji w ramach wojennych odszkodowań. Tam wypatrzył go Gustaw Erikson, znawca żaglowców i posiadacz ostatniej wielkiej ich floty. Za 20 tysięcy dolarów statek zmienił port macierzysty na Marienhaminę na Alandach, ale nie zmieniła się jego trasa żeglugowa. Kiedy jednak saletra chilijska przestała być opłacalna dla przewoźników, przerzucili oni swoje statki do Australii by wozić zboża. Cecylia aż czterokrotnie wygrała nieformalny wyścig z Australii do Anglii z ładunkiem, nawiązywano nawet w ówczesnej prasie do słynnych przed laty regat herbacianych. W rekordowym rejsie statek osiągnął metę w angielskim Ipswich po 86 dniach spędzonych w morzu, co było rekordem trudnym do pobicia.

„Księżniczka” oprócz tego, że była żaglowcem udanym i bezpiecznym, była także jednostką mającą duże szczęście, wychodząc bez opresji z wielu ciężkich sztormów. Statek ten przeżył wielu swoich rówieśników. Będąc wciąż w dobrej kondycji, zakończył przedwcześnie swój żywot w 1936, w powrotnej drodze z Australii, w wyniku błędu nawigacyjnego (25 kwietnia o 03:45 UTC) we mgle na skałach w pobliżu Devon w Wielkiej Brytanii w miejscu, gdzie na przestrzeni wieków zatonęło także wiele innych statków. Z uszkodzonym dnem, odholowany do niedalekiej zatoki i osadzony na płyciźnie, był jeszcze ratowany przez część załogi i grupy ochotników z brzegu, wśród których znaleźli się nawet byli załoganci „Herzogin Cecilie”. Była możliwość dokowania w Plymouth, ale bezbronny statek został praktycznie zniszczony w wyniku kolejnego silnego sztormu. Leży w tej chwili płytko pod powierzchnią wody.
fot. wikipedia.org/ domena publiczna