Podczas gdyńskich Kolosów, największego w europie festiwali podrózniczego, załoga jachtu „Konstanty Maciejewicz” została uhonorowana Nagrodą Specjalną Kolosów.
To wyróżnienie przyznano w 50. rocznicę wielkiego rejsu, którego zwieńczeniem było przepłynięcie Przylądka Horn ze wschodu na zachód. Dotąd niewiele polskich jachtów powtórzyło ten wyczyn. Dziś -jako jedyni- prezentujemy tekst laudacji pióra Marka Słodownika wygłoszonej podczas uroczystości. Nagrodę wręczył Laureat tej samej nagrody z ubiegłego roku, Wacław Liskiewicz.
Szanowny Panie Prezydencie,
Szanowni Członkowie Kapituły i Rady,
Szanowna Publiczności,
Przed Państwem dzisiaj goście niezwykli, bohaterowie wielkiego rejsu żeglarskiego sprzed 50 lat. Wówczas to grupa kilku studentów popłynęła na półkulę południową, a następnie na Przylądek Horn, który przepłynęli ze wschodu na zachód jako pierwsi Polacy. Dokładnie jutro minie pół wieku od przepłynięcia Hornu. Ich wyczyn do dzisiaj powtórzyło niewielu żeglarzy co pokazuje jak znaczące było to dokonanie. Wówczas płynęli niewielkim drewnianym jachtem, pełni obaw, ale także niezachwianej wiary w swoje umiejętności i żeglarskie szczęście. Cel osiągnęli, opłynąwszy Amerykę Południową wrócili do Polski przez Kanał Panamski.
W pamiętnym rejsie wzięło udział pięciu żeglarzy. Trzej studenci, lekarz i oczywiście kapitan. Dziś przed Państwem tylko dwójka bohaterów tamtego wydarzenia, panowie kapitanowie Eugeniusz Moczydłowski i Jerzy Jaszczuk. Kapitan wyprawy, Tomasz Zydler osiadł na stałe za granicą, właściwie należałoby powiedzieć, że osiadł na jachcie. Przez prawie pół wieku żeglował, pisał książki, był w ciągłym rejsie. Na stały ląd zszedł dopiero w ubiegłym roku, bo dopiero po osiemdziesiątce kupił pierwszy dom. Jego nieobecność na dzisiejszej uroczystości wynika stąd, że finalizuje w Stanach zakup nowego jachtu. Drugi z członków załogi, Leszek Kosek, osiadł w Australii, nie zdołał przyjechać ze względu na odległość. Maciej Gumplowicz, trzeci członek tamtej załogi, zmarł kilka lat temu.
Na jeden aspekt tej wyprawy chciałbym zwrócić uwagę. Otóż kiedy pomysł wielkiego rejsu pojawił się w głowach ich bohaterów, większość z nich, w tym obecni tutaj dziś z nami panowie, miała po mniej więcej dwadzieścia lat. Pod koniec lat 60. ludzie w Polsce zazwyczaj mieli bardziej przyziemne marzenia i życiowe cele. Rejs na drugą półkulę nie mieścił się w katalogu standardowych marzeń. Ale nasi dzisiejsi bohaterowie nie są postaciami standardowymi, którzy poddają się stereotypom i nie byli takimi już wówczas. Oni zamarzyli o poznawaniu świata, podróżach, dalekich rejsach. Początkowo nie mieli nic, ale napędzała ich fantazja, wyobraźnia, chyba po prostu nie wiedzieli, że się nie da. Przez kilka lat cierpliwie gromadzili środki, pracowali, ale też szukali sprzymierzeńców, którzy pomogliby w ich szalonym pomyśle. Bo większość otoczenia zapewne uważała, że to pomysł szalony!
Tymczasem jednak ogromnym staraniem czterech młodych ludzi i ich kręgu znajomych powstał wspaniały jacht. Namówili niewiele od siebie starszego kapitana, zdobyli środki finansowe, wyposażenie i żywność i wyruszyli. Niewiarygodne stało się możliwe, stało się faktem. Pokonali ogrom formalnych barier, zakazów, czyhających pułapek, do wyznaczonego celu zmierzali krok po kroku z młodzieńczą fantazją ocierająca się czasem o brawurę. Zawsze jednak fair, zawsze z młodzieńczą energią, fantazją i elegancją. Czas przygotowania wyprawy to czas wielkiej próby, młodzi ludzie poznali się a wylot, nie dziwi więc, że w morzu, spędziwszy prawie rok na ciasnym jachcie nie dopuścili do konfliktów. Po zakończonym rejsie na „Konstantym Maciejewiczu” obaj nasi dzisiejsi bohaterowie popłynęli na kolejną wielką żeglarską wyprawę – 14-miesięczny rejs jachtu „Gedania” do obu Ameryk.
Nasi bohaterowie spełnili swoje marzenia, żeglować jednak nie przestali. Dla wszystkich z nich tamta wyprawa sprzed pół wieku była wydarzeniem w życiu wyjątkowym. Wszyscy przez kolejne lata aktywnie żeglowali, samotnie bądź załogowo, żeglują także po dziś dzień. Kapitan Eugeniusz Moczydłowski przepłynął samotnie Atlantyk, zimował na Antarktydzie, obecnie na własnym jachcie eksploruje wody dalekiej północy. Kapitan Jerzy Jaszczuk przez lata dowodził „Pogorią”, założył stowarzyszenie Edukacja pod Żaglami, głównie dzięki jego staraniom odbudowano jacht „Generał Zaruski”. Na jego pokładzie żegluje dzisiaj głównie młodzież, a stary, drewniany jacht zyskał drugie życie. Pod opieką pana Kapitana wciąż utrzymuje doskonałą formę.
Wszyscy uczestnicy pamiętnego rejsu na „Macaju”, jak o tym jachcie mówią żeglarze, pozostali przyjaciółmi. Mają serdeczny kontakt, spotykają się, pozostają aktywni po dziś dzień pomimo siedemdziesiątki (i więcej) na karku. W środowisku żeglarzy są postaciami bardzo popularnymi choć o tę popularność w ogóle nie zabiegają. To jednak wyjątkowi ludzie, wyjątkowe osobowości i wybitni żeglarze.
Cieszymy się, że dziś są z nami, dziękujemy za Waszą wyprawę, o której dziś z podręczników historii żeglarstwa uczą się kolejne pokolenia żeglarskich adeptów. Serdecznie gratulujemy Wam wyróżnienia życząc kolejnych wspaniałych rejsów i niesłabnącej aktywności.
foto: Marek Słodownik (prawa zastrzeżone).