388 lat temu, 21 grudnia 1635 roku, w stoczni Woolwich Dockland zwodowano okręt „Sovereign of the Seas”.
Kiedy król angielski Charles I zapragnął wzmocnić potęgę korony na morzu, zwołał swoich morskich doradców i wspólnie uradzili, że trzeba wybudować okręt wojenny, jakiego dotąd jeszcze nie było. Zanim narysowano pierwsze projekty, król osobiście wybrał nazwę dla nowej jednostki – „Sovereign of the Seas”. Był rok 1637, angielskiej flocie zagrażali odwieczni rywale: Holendrzy, Francuzi i Hiszpanie, a ponadto flotę handlową dziesiątkowali piraci niezwykle aktywni w zachodnim ujściu kanału la Manche. Zlecenie na budowę nowej jednostki otrzymał hrabia Phineas Pett, właściciel wielkiej stoczni, która zadania się podjęła i wkrótce przystąpiono do prac.
Na ówczesne czasy powstał prawdziwy kolos; ponad 100 dział na trzech pokładach, liczna załoga, potworna siła ognia, jednym słowem na wodę spłynął postrach mórz ważący ponad półtora tysiąca ton. Ale król Charles miał jeszcze jeden ukryty cel w budowie okrętu, a była nim propaganda i demonstracja siły swego majestatu. Powstał potwór morski kosztujący wówczas zawrotną kwotę 65.586 funtów, a ponad jedna trzecia budżetu poszła na ozdobne ornamenty, którymi pokryty został niemal cały kadłub. Wmontowano weń potężnych rozmiarów figurę króla Edgara, wykonano zdobienia odnoszące się do mitologii, liczne wizerunki koron i bereł. Calość pokryta została złotem, nic zatem dziwnego, że środków na budowę okrętu nie wystarczyło i król zmuszony został do potrząsania sakiewką.
Powstało jednak arcydzieło sztuki szkutniczej i zdobniczej, z biegiem lat okazywało się, że zdobniczej nawet bardziej. Do działań bojowych „Władca” wykorzystywany był rzadko, najczęściej służył jako okręt paradny swego mocodawcy, który miał słabość do marynarki. Niestety, wkrótce miały nadejść czasy burzliwe i to nie tylko dla samego okrętu, ale i dla korony. Na scenę polityczną wszedł Oliver Cromwell i wkrótce potem król został obalony, a samozwańczy żołnierz ogłosił kraj republiką. Oczywiście przejął kontrolę nad wojskiem, w tym także nad marynarką. Okręt nazywał się teraz „Soverign” i służył ponownie głównie do celów reprezentacyjnych. Czas republiki w Anglii nie trwał długo, do władzy doszedł Charles II, który stał się nowym dysponentem „Władcy” i teraz jego nazwę zmieniono na „Royal Sovereign”. Jednak kolejne lata przynosiły nowe okręty, a królewska duma powoli przestawała się liczyć.
Okręt, pomimo swych rozmiarów był wolny, nic jednak dziwnego, skoro poczciwy „Władca” miał już swoje lata. W 1685 roku poddano go kolejnej przebudowie, która miała poprawić jego prędkość i osiągi w konwojach, coraz częściej bowiem zdarzało się, że „Władca” zostawał w tyle za eskortą. Okręt skończył swój żywot w banalnych okolicznościach. Opromieniony sławą niepokonanego uczestnika kilkudziesięciu bitew morskich, został pokonany przez wywróconą świecę pozostawioną bez nadzoru podczas postoju w Chatcham. Płonął długo i widowiskowo, a obsługa portu mogła tylko bezradnie przyglądać się dziełu zniszczenia. Spłonął praktycznie aż do stępki, z bogatych zdobień nie zdołano uratować nic, a czasy polityczne były znów niepewne i na rychłą odbudowę liczyć nie było można.
foto: wikimedia.org. domena publiczna