Odszedł Ryszard Grzegorzewski

Odszedł Ryszard Grzegorzewski

Złe wiadomości rozchodzą się lotem błyskawicy.

W sobotę, 22 października, w wieku 93 lat odszedł Ryszard Grzegorzewski, niezwykła postać środowiska wodniaków, przyjaciel, z którym żeglowało się z prawdziwą przyjemnością, wierny druh wielu wypraw wodniackich, człowiek, na którego zawsze można było liczyć.

Ryszard to postać wielowymiarowa: zasadniczy w sprawach ważnych, ale pozwalający sobie na pewien luz w mniej istotnych kwestiach. Spokojny i łagodny, ale potrafiący uderzyć pięścią w stół, kiedy zabiegał o sprawy ważne. Nadzwyczajnie koleżeński, uczynny, zawsze skory do pomocy.

Rysiu, bo tak zwracali się do niego znajomi, często o dwa pokolenia młodsi, był postacią niezwykle życzliwą dla wszystkich. Na równi traktował osoby ze świecznika i zwykłych wodniaków spotkanych na szlaku. W dzieciństwie związał się z harcerstwem i tam ugruntowano w nim najważniejsze życiowe wartości wcześniej wpojone w domu rodzinnym: prawość, pracowitość, sumienność, odpowiedzialność i skromność. Nie narzucał się, nie podkreślał swoich walorów, był spokojnym, wyważonym i nieco powściągliwym człowiekiem. Dużo czytał i miał ogromną wiedzę historyczną, ale nie epatował nią, nie afiszował, był to jego świat dostępny dla najbliższych przyjaciół. Wielką wartością dla Rysia była rodzina; wspaniała żona, dwoje dzieci, wnuki, doczekał nawet prawnuków.

Dzieciństwo spędził w Łukowie i Szamotułach, po ukończeniu szkoły podstawowej wybrał Technikum Kolejowe, aby zdobyć wymarzony zawód maszynisty. Studiował na Politechnice Poznańskiej, ale studiów nie ukończył. Zawodowo związał się z poznańską ZDOKP, po latach doszedł do stanowiska instruktora nauczania maszynistów. Kolej była jego pasją, która nigdy nie wygasła. Jeszcze we wrześniu, podczas naszego ostatniego Zlotu PTTK w Wolsztynie brał udział w zwiedzaniu tamtejszej parowozowni. Był już niesprawny, poruszał się na wózku, ale w otoczeniu parowozów czuł się młodszy o dekady. Z prawdziwą miłością potrafił opowiadać o parowozach, ich wyposażeniu i osiągach. Wiedział o nich chyba wszystko…

Nie ograniczał się tylko do pracy. Zawsze był aktywny, żeglował, gotował, zajmował się ślusarką. To niezwykły człowiek, dużo czytał, ale był znakomitym mechanikiem, ślusarzem, miał nadzwyczajne zdolności manualne, był prawdziwą „złotą rączką”. Tworzył prace w metalu, artystyczne, ale również użytkowe. Jeszcze niedawno jego chlubą była kotwica z nierdzewki, którą podarował Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy z okazji 30. edycji Wielkiego Finału.

Przez lata podobnych prac stworzył wiele i chętnie obdarowywał nimi znajomych przy różnych okazjach, ale również zupełnie bez okazji. Był fanem, wręcz fanatykiem motoryzacji. Jego Mercedes z 1939 roku to był rarytas, z którego był dumny. Samochód znajdował się w doskonałej kondycji dzięki wieloletnim staraniom jego właściciela, a traktował go nie  jako środek lokomocji, ale niemal jak członka rodziny. Podobnie traktował swoje jednostki pływające. Jego jacht żaglowy „Gniewko Radosław” był wychuchaną jednostką z licznymi własnymi patentami własnoręcznie przygotowanymi. Udoskonalał go latami, spersonalizował tak, że łódka stała się obiektem zazdrości innych wodniaków. Będąc już w sile wieku „przesiadł się” na jacht motorowy, który nazwał również „Gniewko Radosław” i który przez lata eksploatacji podobnie udoskonalił i przystosował do swoich potrzeb. A pływał na nim jeszcze po osiemdziesiątce doskonale radząc sobie na wodzie w każdych warunkach.

Jego pasją była kuchnia. Uwielbiał gotować, był zapalonym grzybiarzem i wielkim znawcą grzybów. Przygotowywane przez Rysia specjały przez lata obrosły wodniacką legendą: wędzona słonina, smalec z przyprawami, wspaniałe wędzone boczki czy -kultowa już w kręgu uczestników dorocznych rejsów- zupa to jego popisowe specjały. Nie krył składników i receptur, dzielił się przepisami, ale chyba nikomu nie udało się dorównać w przygotowaniu podobnych dań. Specjały Rysia były nie do podrobienia! O jego nalewkach serwowanych podczas naszych dorocznych rejsów PTTK krążyły legendy, ale dla niego była to zwykła sprawa.

Do PTTK zapisał się w 1958 roku, był przez lata członkiem Oddziału PTTK w Szamotułach, a następnie Oddziału Pracowników Kolei w Poznaniu. W 2006 roku wstąpił do Wojskowego Klubu Żeglarskiego „PASSAT” Oddział PTTK przy Klubie POW w Bydgoszczy, który po przekształceniach w 2012 roku stał się Oddziałem Żeglarskiego PTTK „PASSAT” w tym mieście.

Ryszard był doceniany przez władze; otrzymał chyba wszystkie możliwe odznaczenia resortowe, a także Order Przodownika Pracy, Krzyż Orderu Odrodzenia Polski, Złotą Honorową Odznakę PTTK, także złotą odznakę Honorowego Dawcy Krwi.

Przez wiele lat Rysiu brał udział w rejsach PTTK, których był filarem i prawdziwą duszą towarzystwa. W kolejnym już Go nie zobaczymy i z pewnością będą to już inne wyprawy. Mówią, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale trudno sobie nawet wyobrazić rejs bez Rysia.

Żegnaj Rysiu

przyjaciele wodniacy

Posts Carousel