Niezwykły rejs „Daru Opola”

Niezwykły rejs „Daru Opola”

65 lat temu, 21 grudnia 1959 roku w Adenie rozpoczął się rejs jachtu „Dar Opola”.

Rejs zrodził się z potrzeby wzbogacenia zbiorów Instytutu Zoologii Uniwersytetu Warszawskiego, odczuwającego niedostatek materiałów pomocniczych wzbogacających wykłady. Bolesław Kowalski i Jerzy Knabe postanowili wspomóc zbiory uczelni, a przy okazji pożeglować po bardzo egzotycznym akwenie. Założenia rejsu były proste. Na wyczarterowanym na 7 miesięcy jachcie załoga popłynie na Morze Czerwone, pozyska okazy flory i fauny, wypreparuje i zakonserwuje zbiory, które następnie dzięki przychylności PLO odeśle do kraju w celu wzbogacenia zbiorów uczelnianych. Załoga jachtu miała zbudować prowizoryczną bazę w archipelagu Dahlak i tam pozyskiwać swoje łupy. Naukowcy bardzo przychylnie odnieśli się do pomysłu, rozpoczęła się żmudna droga do realizacji planu. Z poparciem władz uczelni i Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego, które ekspedycję sfinansowało, sprawa wydawała się prostsza, co nie znaczy, że zupełnie łatwa i bez przeszkód. Kapitan przekonywał prasę informując o celach wyprawy: Cel jest bardzo konkretny i z góry określony. Chodzi o dostarczenie Uniwersytetowi Warszawskiemu pomocy naukowych z dziedziny morskiej fauny tropikalnej. Te eksponaty i pomoce naukowe, którymi dysponuje obecnie Zakład Zoologii Uniwersytetu Warszawskiego, pochodzą jeszcze sprzed I wojny światowej. Ponadto wyprawa ma jeszcze inne cele. Jej uczestnicy – młodzi pracownicy naukowi UW – mają zebrać materiał do swych bieżących prac. Zakładamy także zebranie materiałów fotograficznych i filmowych dla celów dydaktycznych i popularnonaukowych[1].

Pod górkę na morze

Nie wszyscy jednak byli przychylni tak dalekiemu rejsowi. Początkowo były trudności ze znalezieniem odpowiedniego jachtu, takiego, który pozwoliłby na względny komfort załogi i możliwość umieszczenia pod pokładem mnóstwa zbiorów, ale również wyposażenia niezbędnego do ich pozyskania. Był to sprzęt nurkowy, ponton, broń, pojemniki na preparaty i mnóstwo innych elementów składających się na powodzenie nietypowej ekspedycji. Po długich poszukiwaniach nadeszła oferta i Liga Przyjaciół Żołnierza wyczarterowała niemal nowy jacht „Dar Opola”, Marynarka Wojenna przeprowadziła jego remont i adaptację do potrzeb wyprawy, Polskie Linie Oceaniczne wsparły wyprawę niezbędnym sprzętem nawigacyjnym. Nieprzychylnym okiem na rejs patrzyły jednak władze PZŻ piętrzące trudności załodze. Podnoszono argument, że jacht jest niezbędny do akcji letniej, w tamtym czasie każda jednostka byłą na wagę złota, ponieważ rosła szybko liczba żeglarzy zainteresowanych wyjściem na morze, a jachtów nie przybywało. Związek i część prasy wdały się w kampanię negowania sposobów realizacji wyprawy, co mogło zagrozić jej rozpoczęciu w planowanym terminie. Wyprawa ta stoi na razie pod znakiem zapytania, gdyż rejs został słabo opracowany organizacyjnie. Zarząd Oddziału Gdańskiego PZŻ nie może zgodzić się na wypuszczenie jachtu w ten trudny rejs z jednym tylko wykwalifikowanym żeglarzem na pokładzie. […] Ponadto rejs ten zaplanowano na siedem miesięcy. Jest to czas stanowczo za krótki, gdyż trasa tylko w jedną stronę wynosi 4,5 tys. mil morskich […] Zbyt krótki czas, jaki pozostałby do zbierania eksponatów na Morzu Czerwonym, nie gwarantuje zrealizowania celów całej wyprawy[2].

Kapitan Bolesław Kowalski w 2013 roku.

Sprawa stała się głośna w środowisku, ale „Kurier Polski”, który informował wcześniej o wyprawie kontynuował temat. Zaprosił na pokład przedstawiciela „Dziennika Bałtyckiego”, który sprawdził dokumenty, obejrzał wyposażenie i ogłosił światu, że wszystko jest jednak w porządku, wyposażenie kompletne i ludzie właściwi[3].

Niemal cały październik załoga spędziła na jachcie, ale wciąż przy kei, ponieważ PZŻ nie chciał podpisać orzeczenia zdolności żeglugowej jachtu i listy załogi. W listopadzie Gdański Urząd Morski uznał, że warunki atmosferyczne są zbyt ciężkie i wydał nowe zalecenia, niemożliwe do wypełnienia przez załogę. Kiedy wydawało się, że wielomiesięczne przygotowania pójdą na marne, ktoś rzucił pomysł, aby do Adenu jacht popłynął na pokładzie statku handlowego. I znów szybkie działania załogi, dziesiątki telefonów, kolejne pozwolenia i opinie, ale udało się. 14 listopada jacht został przerzucony dźwigiem na pokład statku „Jan Matejko”. Przez 37 dni rejsu członkowie załogi kończyli prace przy jachcie, porządkowali wyposażenie, zdołali nawet pomalować kadłub.

W przeddzień wigilii jacht jest gotowy do drogi z kotwicowiska w Adenie, ale w rejs wypłynął dopiero 30 grudnia. Po krótkim postoju w Dżibuti „Dar Opola” rusza na północ, i 23 stycznia dociera do archipelagu Dahlak. Po zebraniu obfitych zbiorów „Dar” zawija do Massaua, a stamtąd płynie do kolejnego miejsca połowów zbiorów – rafy Wingate Reef. Po udanych połowach jacht płynie do Suezu, przeprawia się przez kanał, a w Port Saidzie zostawia większość z 20 tysięcy eksponatów zebranych na Morzu Czerwonym. Stąd skok do Dubrownika, gdzie czeka na załogę żywność i fundusze na kontynuację wyprawy. Po dłuższym postoju wypełnionym kolejnymi akcjami zdobywania okazów i pracami remontowymi, jacht rusza do Mesyny i Neapolu. Później krótkie wizyty we Fiumicino i Bonifacio, a następnie skok przez Palmę na Majorce do Gibraltaru. Z powodu opóźnień trzeba było się spieszyć, krótki postój w Breście i Roscoff, a następnie skok do Kanału Kilońskiego. Stąd przelot na Christianso, gdzie jacht poddano pracom remontowym i kosmetycznym, aby do Polski wracał w należytym stanie. Teraz można już było wracać do Gdyni, dokąd „Dar Opola” dotarł 14 sierpnia witany przez żeglarzy, kolegów z uczelni i przedstawicieli Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego.

Ogółem w czasie 7 miesięcy jacht przepłynął 8.055 mil morskich w czasie 2.031 godzin. Odwiedzono porty 11 krajów, pozyskano mnóstwo eksponatów, tak wiele, że Instytut Zoologii wiele z nich wymienił z innymi placówkami na inne, wcześniej niedostępne.

Skład załogi: Bolesław Kowalski, Jerzy Kowalkowski, Jerzy Knabe, Olgierd Baniewicz, Tomasz Umiński, Andrzej Lisiecki, Henryk Jakubowski, Jerzy Nowicki

Relacja z wyprawy w formie książki wydanej w latach 60.

Plonem wyprawy jest książka Bolesława Kowalskiego „Operacja Koral”, wydana w 1962 roku przez Wydawnictwo Morskie. To refleksje kapitana spisywane na gorąco podczas wyprawy, uporządkowane i nieco wygładzone. Oddają klimat pierwszego po wojnie udanego rejsu oceanicznego, rejsu, którym autor zbierał doświadczenia przed kolejną swoją wielką wyprawą.


[1] Kowalski, Bolesław. Wyprawa „Koral”. Gdynia: Wydawnictwo Morskie, 1962.

[2] tamże

[3] tamże

fot otwierające. Archiwum PZŻ

fot. Marek Słodownik (prawa zastrzeżone)

Posts Carousel