Dziś -na życzenie kilku uczestników tamtej wyprawy- przypominamy relację z rejsu Dezetami na Sapinę z roku 2018.
Wówczas odbyła się II edycja imprezy Łapaj Bobera, czyli wyprawa jachtami żaglowo-wiosłowymi na szlak niezwykle ciekawej rzeki. Wówczas wielu żeglarzy dziwiło się, że tak wielkie jachty mogą żeglować po tym akwenie, dziś chętnych do wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu jest coraz więcej.
W długi czerwcowy weekend Stowarzyszenie Akademia Sportów Wodnych ACATUS z Olsztynka zorganizowało rejs żeglarski po Sapinie. To niewielka rzeka na północy Mazur, żeglowna na odcinku od ujścia w Ogonkach do Jeziora Gołdopiwo w Kruklankach. Kilkanaście lat temu red. Marek Słodownik rzucił hasło „Ratujmy Dezety” i zorganizował kilka rejsów na tych jachtach właśnie po Sapinie. Łodzie te doskonale nadają się na ten akwen, ponieważ wygodnie na nich się wiosłuje, zapewniają minimum wygody, ale gwarantują sukces w postaci dotarcia do celu. A ten osiągnąć wcale nie jest łatwo, szlak ma niespełna 35 kilometrów, ale wymaga ostrej pracy na wiosłach, co nie każdy akceptuje.
Tegoroczna ekspedycja, zorganizowana pod hasłem „Łapaj Bobera 2018” to wyprawa 46 żeglarzy na 4 łodziach kierowana przez Krzysztofa Suwińskiego, pasjonata żeglugi na dezetach i miłośnika tradycyjnego żeglarstwa. Na wyprawę wybrali się członkowie wspomnianego stowarzyszenia, ale także uczniowie (i uczennice) klas mundurowych Liceum Ogólnokształcącego w Olsztynku. Jachty udostępniło Międzynarodowe Centrum Żeglarstwa i Turystyki Wodnej Giżycko, za co należą się mu osobne podziękowania. W świąteczny czwartek, załogi otaklowały jachty i ruszyły na północ, w kierunku ujścia rzeki. Wiatr nie sprzyjał, żegluga wymagała halsowania, ale po 6 godzinach wszystkie łodzie dotarły do Ogonek. Tutaj zaczęło się mozolne zdobywanie wysokości na wiosłach, a celem pierwszego dnia było dotarcioe na biwak przy nieistniejącym już moście drewnianym, który przez lata eliminował z żeglugi wyższe jachty kabinowe.
Nazajutrz wszyscy ponownie ruszyli na rzekę, niestety, wiatr nie sprzyjał żegludze, toteż tylko jedna Dezeta próbował żeglować pod wiatr oszczędzając siły wioślarzy. Pozostali konsekwentnie płynęli na wiosłach dokonując częstych zmian wioślarzy. Wreszcie po południu w piątek załogi dotarły do śluzy Przerwanki witani przez obsługę. Aż 4 jachty zmieściły się do komory, co ułatwiło proces śluzowania. Po opuszczeniu śluzy ostatni odcinek rzeki wydawał się drogą ku szczęściu, wiał bowiem wiatr umożliwiający żeglowanie po Jeziorze Gołdopiwo. To duży akwen, ale żeglował na nim zaledwie jedne jacht, inna Dezeta. Biwak na plaży gminnej i zakupy w nieodległych Kruklankach zakończyły aktywności młodzieży i wszyscy szybko udali się na spoczynek.
Sobotni poranek to ponowny wypad do Kruklanek, ale także suszenie rzeczy po nocnej ulewie. W południe wszyscy byli już gotowi do powrotu i kawalkada ruszyła. Po wyśluzowaniu jachty rozciągnęły się, ponieważ ponownie załoga tylko jednego z jachtów stawiała na żeglarstwo stawiając szybko maszty i żagle tak często, jak pozwalały na to warunki. Jeziora łączące poszczególne odcinki rzeki tym razem pokonywano w pełnym wietrze, co przyspieszyło żeglugę, próbowano także żeglugi na rzece, ale przeciwny wiatr uniemożliwił realizację planów. Reszta zespołu ekspedycyjnego preferowała żeglugę na wiosłach rezygnując a priori z żeglowania. Taki model spływu pozwolił na doskonalenie koordynacji wiosłujących załóg i techniki wiosłowania, co przydało się później już na Jeziorze Kisajno, kiedy zabrakło wiatru i ponownie trzeba było sięgnąć po wiosła. Kiedy skończyła się rzeka, wszyscy postawili żagle, ale wiatru starczyło tylko dla najszybszej załogi, która dzięki spinakerowi użyczonemu przez Marka Winiarczyka z Międzynarodowego Centrum Żeglarstwa i Turystyki Wodnej Giżycko zdołała dotrzeć do bazy bez użycia wioseł. Pozostałe załogi musiały ponownie wiosłować, co nie było sztuką łatwą zważywszy wysoką temperaturę, długi dystans i niewielkie doświadczenie załóg. Szef wyprawy, wspomniany już Krzysztof Suwiński, powiedział po zakończeniu rejsu, że wyprawa spełniła pokładane nadzieje, pozwoliła na zintegrowanie młodych ludzi, udowodniła, że program wychowania wodnego realizowany w olsztynieckiej szkole nie jest tylko pustym frazesem, ale przynosi konkretne owoce w postaci wyszkolonych kolejnych żeglarzy i entuzjastów tradycyjnego żeglowania.
fot. Marek Słodownik