Dziś druga część opowieści o początkach Jeziora Zegrzyńskiego, które w tym roku obchodzi 60-lecie.
Bug był regulowany jeszcze w XIX wieku, ale wszystkie prace zostały zniweczone przez działania I wojny światowej. Dekret Sejmu Polskiego z 1774 roku polecał poprawę warunków żeglugowych na kanale Królewskim łączącym Bug z Prypecią, w 1909 roku międzyministerialna komisja z Petersburga po raz pierwszy zaproponowała włączyć rzekę w skład projektowanego szlaku wschód-zachód łączącego Dniepr, Prypeć i Wisłę, na rzece widziano w tych planach nawet 150-tonowe jednostki. Ostatecznie z planów nic nie wyszło, a po rzece pływały głównie tratwy z drewnem. Pod koniec lat 20. wykonano projekt kanalizacji rzeki, ale brak śluzy w Brześciu przekreślił nadzieję na rozwój szlaku. Największy ruch na rzece odnotowano w latach 1946-1948, kiedy Bug wykorzystywano do transportu sprzętu pochodzącego z Niemiec na teren Związku Radzieckiego. Do tematu ujarzmienia rzeki powrócono w roku 1950, kiedy to w planie 6-letnim regulację rzeki uznano za jedną z czołowych inwestycji. Służyć miała do transportu rud żelaza z terenu dzisiejszej Ukrainy i węgla w drugą stronę. Skaskadowany Bug od Brześcia do Modlina zapewniać miał żeglugę nawet 1000-tonowych barek, a poziom wody rzeki miał regulować zbiornik wodny we Włodawie. Na Bugu planowano budowę pięciu stopni wodnych umożliwiających żeglugę przez 275 dni w roku, a jednym z nich miała być zapora w Dębem. Oczywiście w realiach gospodarki centralnie planowanej z budowy projektowanych stopni niewiele wyszło, zbudowano tylko zaporę w Dębem, pozostałe budowle nigdy nie powstały, a żeglugowe wykorzystanie Narwi i Bugu pozostało mrzonką. Decyzję o lokalizacji Zelewu Zegrzyńskiego podjęto 13 lutego 1951 roku. Miejsce powstania stopnia wodnego w Dębem zatwierdzono 20 września 1955 roku.
Decyzję o budowie zbiornika przyspieszyła ogromna powódź roztopowa z kwietnia 1958 roku, w wyniku której poziom wody osiągał wyniki niemal równe wielkim powodziom z lat 1888 i 1924. Zalanych było 30 tysięcy hektarów i 109 wsi. Budowa zapory i stworzenie zbiornika nie uchroniło jednak regionu od skutków powodzi; w roku 1979 poziom wody przekroczył rekordowe poziomy o 77 cm w Pułtusku i aż o 1 m w Dębem.
W wyniku spiętrzenia wód Narwi i Bugu do 7 metrów stworzono zbiornik o powierzchni 3300 ha i długości około 40 kilometrów, średniej głębokości 3 metry. Pojemność zbiornika oceniano na 91 mln mln metrów sześciennych, a poziom wody w zbiorniku utrzymywany jest na poziomie 76,8 – 78,6 m n.p.m. Kiedy napełniano zbiornik, poziom wody rósł o 30 cm każdego dnia, około 8 mln metrów sześciennych. Długość wałów ochronnych wyniosła 63 kilometry, a koszt budowy zbiornika opisano na 750 mln ówczesnych złotych. Z istniejących na terenie zbiornika kilkunastu osad przesiedlono prawie 2500 mieszkańców.
Według wyliczeń rządowych, nakłady poniesione na budowę zwróciły się już po 14 latach, a uwzględniono w nich wartość wyprodukowanej energii przez stopień wodny Dębe, brak corocznych odszkodowań dla rolników z tytułu zalewania pól uprawnych i korzyści płynące z żeglugi.
Samo powstanie Zalewu Zegrzyńskiego przyniosło rewolucyjne zmiany dla warszawskich żeglarzy. Oto bowiem po jego powstaniu żagle praktycznie zniknęły z Wisły, żeglowanie po której było trudne z uwagi na niskie stany wody, meandry rzeki, kapryśny wiatr i silne prądy. Natomiast na Zalewie, wkrótce prześmiewczo nazwanym Morzem Zegrzyńskim, warunki do uprawiania żeglarstwa były znakomite. Wprawdzie pośpiech przy budowie zbiornika, wynikający z zaplanowanej daty jego uroczystego oddania do eksploatacji na 22 lipca, wymusił ograniczenie prac związanych z usuwaniem istniejącej infrastruktury, co skutkowało późniejszymi kłopotami żeglarzy zahaczającymi mieczami swoich łodzi o podwodne przeszkody, ale jakość żeglowania i tak była o wiele lepsza. Zbiornik nie jest głęboki, największa głębokość to 10 m, ale zazwyczaj nie przekracza 3 metrów. Jezioro Zegrzyńskie jest długie i wąskie – ma długość 41 km przy maksymalnej szerokości 3,5 km. Między bajki włożyć można opowieści i uderzaniu podwodnymi częściami jachtów o niewyburzone kominy, podobnie traktować można słynną Paskudę, wymyśloną w 1982 roku przez Macieja Łukasiewicza, opisywaną barwnie przez Wojciecha Mazurkiewicza, dziennikarza „Kuriera Polskiego” i nagłośnioną przez redakcję „Lata z Radiem” w celu zwiększenia zainteresowania akwenem. Prawdą jest natomiast, że jeszcze w latach 70. milicja karała mandatami żeglarzy za pływanie na silnikach w ciągu tygodnia i żeglowanie po zmroku.
Więcej na temat Jeziora Zegrzyńskiego i aktualnej oferty czarterowej przeczytacie w najnowszym numerze magazynu „Wiatr” https://magazynwiatr.pl/
foto: Hydroprojekt, materiały uzyskane dzięki uprzejmości Państwowego Gospodarstwa Wody Polskie Oddział Warszawa